To zdjęcie jest z Kabulu z 2009 roku, plakaty z napisami „Islam podbije świat” widzieliśmy na dziesiątkach demonstracji w Europie, wyrafinowani biali „liberałowie” wolą okrzyk „Wolna Palestyna”, udając, że nie wiedzą, iż znaczy to samo.
Profesor Stanisław Obirek poleca książkę brytyjskiego autora, której nie czytałem i nie mam w planach tej lektury, ponieważ zostałem całkowicie zniechęcony do takiego pomysłu przez profesora Obirka, którego pięciozdaniowa recenzja prawdopodobnie poprawnie oddaje idee profesora London School od Economics. Polemizuję tu zatem ze zinternalizowaną przez Stanisława Obirka tezą, że „Popularna teza S. Huntingtona o zderzeniu cywilizacji jest z gruntu fałszywa. Doprowadziła USA do fatalnych decyzji politycznych i militarnych, które można odczytać jako samospełniające się proroctwa”, a nie z książką Freda Halliday’a.
Być może Fred Halliday znalazł jakieś podstawy do sądzenia, że tezy Huntingtona wpłynęły na jakiekolwiek działania administracji Clintona, Busha, Obamy, Trumpa lub Bidena. Opublikowana w 1993 roku praca Huntingtona wywołała burzliwą dyskusję, ale jeśli w jakikolwiek sposób wpłynęła na politykę amerykańskich decydentów, to raczej skłaniając ich do gorliwego zapewniania, że żadnego zderzenia cywilizacji nie ma, że ścigają tylko jakichś dziwnych terrorystów, którzy albo żadnej ideologii nie mają i uprawiają „bezsensowny terror”, albo są renegatami religii pokoju.
Przypomnijmy chociażby słowa prezydenta Busha bezpośrednio po zamachu 11 września 2001 roku, zapewnienia związane z interwencją w Iraku i obaleniem Saddama Husajna, potem gimnastykę Obamy, który rozpoczął swoją prezydenturę od wizyty w Kairze i ukłonów wobec Bractwa Muzułmańskiego, a potem jego słowa o Turcji jako najwspanialszej muzułmańskiej demokracji, jego groteskową ucieczkę przed słowem „islamski” w odniesieniu do Islamskiego Państwa Iraku i Syrii, jego umizgi do Islamskiej Republiki Iranu (włącznie z absurdalną wiarą w jakąś nieistniejącą fatwę), jego odrzucenie reformatorskich wysiłków prezydenta Egiptu po obaleniu rządów Bractwa Muzułmańskiego, jego zabiegi, żeby zabić Bin Ladena, bez wiązania go z islamem, jego stanowczy brak poparcia dla irańskiej opozycji i jego wszystkie heroiczne wysiłki, żeby żadnego barbarzyństwa wyznawców islamu nie łączyć broń boże z islamem.
No to może tym realizatorem idei Huntingtona był prezydent Trump? Już podczas kampanii prezydenckiej zapowiadał wycofywanie się USA z wojen na Bliskim Wschodzie, co prawda na początku epidemii Covidu zablokował turystykę z kilku krajów muzułmańskich, ale nie jestem przekonany, że była to decyzja związana z lekturą książki o zderzeniu cywilizacji. Jeśli idzie o administrację prezydenta Bidena, to nawet najnowsze wyczyny wiernych nakazom Koranu nie skłoniły go do zastanawiania się nad pytaniem, czy aby religijna indoktrynacja nie skłania do bestialstwa. (Jak niektórym wiadomo akcja terrorystów Hamasu miała kryptonim „Potop Al-Aksa”, czyli jednoznacznie religijne wezwanie do ludobójstwa.) W amerykańskiej polityce zagranicznej obowiązuje twarda zasada priorytetu walki z rzekomą islamofobią nad walką z islamskim terroryzmem. Mamy do czynienia z dogmatem, że islamski terroryzm nie jest islamski. Ciekawy jest ten wpływ Huntingtona na amerykańską politykę. Oczywiście można i warto dywagować nad kwestią ropy naftowej i strategią walki z „nieislamskim” terrorem, ponieważ faktycznie z każdym tankowaniem samochodu wzmacnialiśmy siłę islamskiego fanatyzmu.
Stanisław Obirek, niegdyś jezuita i otwarty, a wręcz zbuntowany, teolog marzący o Kościele katolickim z ludzką twarzą, dziś raczej antropolog, wziął rozumowanie brytyjskiego autora za dobrą monetę, chyba nie zastanawiając się nad krzyczącą niezgodnością z podstawowymi faktami. Mogłoby się zdawać, że bardziej niż inni jest świadom siły kształtowania kultury przez religię, pisał o tym wielokrotnie z dużą przenikliwością.
Wróćmy jednak do samego Huntingtona. Autor książki o zderzeniu cywilizacji, to nie tylko badacz i pisarz, ale i polityk, który w administracji Jimmy’ego Cartera był koordynatorem działań bezpieczeństwa narodowego w National Security Council. Już na podstawie tego faktu mógłby ktoś pomyśleć, że poważnie wpłynął na myślenie Departamentu Stanu i kolejnych prezydentów. Nic bardziej błędnego. Jego tezy o zderzeniu cywilizacji jako nowym porządku po zakończeniu zimnej wojny były po raz pierwszy przedstawione w artykule opublikowanym w 1993 roku i rozwinięte w formę książkową trzy lata później. Przekonywał, że w kolejnych dekadach będziemy świadkami nie tyle wojen pomiędzy państwami, ile raczej wojen między różnymi kulturami i że to muzułmańska cywilizacja stanowi największe zagrożenie dla cywilizacji zachodniej. Ten wniosek oparty był na wydarzeniach po wsparciu przez USA zwycięstwa rewolucji islamskiej w Iranie w 1979 roku i po zdobyciu władzy przez Talibów w Afganistanie. Huntington pisząc swoją pracę nie brał pod uwagę ani tak szybkiego wzrostu siły gospodarczej Chin, ani tak szybkiego powrotu chińskiego nacjonalizmu, również Rosja w tym czasie wydawała się być krajem, który będzie szukał możliwości pokojowego rozwoju. Niektórzy mamrotali o końcu historii, inni o końcu wieku ideologii.
Islamskie Państwo Afganistanu powstało w 1992 roku, ale znacznie wcześniej, w wojnie ze Związkiem Radzieckim w Afganistanie walczyli ochotnicy z 43 krajów muzułmańskich, a zwycięstwof nad komunistami zostało w świecie muzułmańskim uznane za pierwsze od stuleci zwycięstwo nad niewiernymi.
O ile majaczenia Fukuyamy dość szybko przestały podniecać globalną kawiarnię intelektualistów, o tyle analiza Huntingtona irytuje awangardę postępowości do dnia dzisiejszego.
Huntington przekonywał, że wartości Zachodu nie są uniwersalne i że próba ich narzucenia innym jest skazana na niepowodzenie.
Dyskusja o aktualności bądź wadliwości analizy Huntingtona jest o tyle trudna, że samo pojęcie „cywilizacji” jest wieloznaczne i pozwala na ustawianie sobie przeciwnika w dowolnym kącie. Pomawiano Huntingtona o przeciwstawianie cywilizacji chrześcijańskiej, cywilizacji muzułmańskiej, co było mocno nieścisłe, ponieważ jego podział na Zachód, Amerykę Łacińską, islam, Chiny, prawosławie, Japonię i Afrykę jest zarówno bałaganiarski, jak i wskazujący na myślenie w kategoriach polityczno-gospodarczych. Zachód to ład konstytucyjny, gwarantowane prawo własności, rozdział sfery politycznej i religijnej. Huntington zalicza tu USA, Kanadę, Australię, protestanckie i katolickie kraje zachodniej Europy. Na drugim miejscu wymienia katolicką Amerykę Łacińską, półfeudalną, autorytarną, z ciągłymi przewrotami wojskowymi i brakiem poszanowania prawa, na trzecim świat islamu, teokratyczny, feudalny, dramatycznie zacofany, Chińczycy, Hindusi i prawosławni, są dla niego wyraźnie niewiadomą. Ciekawe, że w tej jego analizie Japonia jest gdzieś na końcu, mimo, że jego praca jest pisana w czasach pojawienia się czterech azjatyckich tygrysów i wyłaniającej się świadomości, że Zachód utracił monopol na produkcję skomplikowanych towarów technicznych i że jego niekwestionowana hegemonia w nauce i technice stanęła pod znakiem zapytania.
Dlaczego zatem Huntington uznał świat muzułmański za największe zagrożenie? Rewolucja bolszewicka obiecywała dogonienie i przegonienie, braterstwo zbudowane na trupach i sprawiedliwy podział łupów. Rewolucja islamska obiecywała i nadal obiecuje, podbój świata i życie wieczne dla tych, którzy padną po drodze. Połączenie fanatycznej wiary, frustracji i kultu śmierci, które widzieliśmy czasem w małych sektach chrześcijańskich, w wielkiej religii zasilanej ogromną ilością gotówki z ropy naftowej i bez cienia poszanowania życia nie tylko niewiernych, ale i własnych obywateli, prowadziło do obserwacji, że żadna inna grupa nie ma tych możliwości mobilizowania fanatyzmu, co właśnie muzułmanie i że ten fanatyzm jest celowo i skutecznie kierowany przeciw Zachodowi, który rządzony jest przez niewiernych, krzywdząc tym Allaha i jego wyznawców.
Czy islam jest cywilizacją? Czy komunizm był, (a może jest) cywilizacją, czy nazizm był cywilizacją, czy rację mają ludzie debatujący o chrześcijańskiej cywilizacji? Co właściwie znaczy słowo cywilizacja? To ciekawe pytanie.
Osobiście lubię bunt filozofa egipskiego Murada Wahby, który nie lubił określenia „zderzenie cywilizacji”, uważał, że właściwie jest tylko jedna ludzka cywilizacja. Tę cywilizację tworzy zarówno postęp nauki, jak i postęp społeczny oznaczający więcej równości, więcej prawa, więcej wolności, a której centra się przesuwają. (Steven Pinker dorzuciłby do tego mniej przemocy i zapewne zgodziliby się, że od tego trzeba zacząć.)
Murad Wahba nie wierzył również w dialog między religiami. Religia, każda religia, poszukuje absolutu, a dialog między absolutami nie jest możliwy. Dla egipskiego filozofa postęp społeczny umożliwiający rozwój nauki jest uzależniony od zdolności oddzielenia religii i polityki, absolutu, od tego, co zmienne. Nieporozumieniem – mówi Wahba – jest twierdzenie, że sekularyzm jest nieodłącznie związany z ateizmem, sekularyzm jest uznaniem względności. „Mieszamy naukę z religią podczas gdy religia z jej absolutami jest niezmienna, a społeczeństwo jest zmienne.”
W Europie – zdaniem egipskiego filozofa – spór o prawo do odłączenia niezmiennej „religijnej nauki” od wyników badań naukowych zaczyna się wraz z wydaniem dzieła Kopernika „O obrotach ciał niebieskich”. Tu również świeckość natrafiła na sprzeciwy, które jednak nie okazały się tak skuteczne jak w świecie islamu. Tam od czasów Al-Ghazalego (muzułmańskiego teologa z XI wieku), zatrzymała się tolerancja dla różnorodności i możliwości dyskutowania o rozdziale religii, nauki i państwa.
Zapytany, czy sekularyzm zamyka arenę polityczną dla odwołujących się do religii partii politycznych, Wahba odpowiedział, że wręcz przeciwnie, sekularyzm oznacza swobodę słowa, podkreślając, że jest to jednak swoboda słowa dla wszystkich.
Wahba mówił o sekularyzmie będącym kluczem do demokracji. Ściągnęło to na niego nie tylko krytykę, ale i wielokrotne groźby śmierci. Na pytanie czy Wahba jest przeciwnikiem religii, filozof odpowiadał ze śmiechem, że nigdy nie był przeciwnikiem religii, że jest zwolennikiem dialogu między kulturami.
To piękne, ale faktem zostaje rzeczywistość, w której mamy Islamską Republikę Iranu, która za kilka tygodni może mieć swoje pierwsze bomby atomowe, że to islam wydał Talibów, Al-Kaidę, ISIS, Boko Haram, islam dostarcza niemal codziennie zamachów terrorystycznych w Ameryce, Europie, Azji, Australii, islam dokonuje systematycznego ludobójstwa chrześcijan w Afryce i nie tylko w Afryce, islam produkuje miliony fanatyków, gotowych umrzeć byle zabić maksymalną ilość niewiernych. To nie jest jakiś islamizm. Ponieważ główne instytucje religijne islamu nie są gotowe do potępienia ani terroryzmu, ani wychowania do motywowanego religią terroryzmu. Twierdzenie, że to opinia Huntingtona napędziła ten tzw. „islamizm” jest tak absurdalne, że aż komiczne.
Czym jest cywilizacja? Według Feliksa Konecznego cywilizacja jest to „metoda ustroju życia zbiorowego”. Nie łączy on jej zatem z poziomem rozwoju, ale z zasadami określającymi całokształt współżycia społecznego i pojęciami abstrakcyjnymi, do jakich odwołuje się społeczność, uzasadniając te zasady.
To dość udana definicja i ciekaw jestem czy profesor Obirek zgodziłby się ze mną, że przez ostatnie pół tysiąca lat w Europie Zachodniej obserwowaliśmy zderzenie cywilizacji katolickiej z cywilizacją protestancką, początkowo krwawe, pełne przemocy i okrucieństw zderzenie, z czasem doprowadziło do pewnego zbliżenia, ostatecznie zacierając ideologiczne przeciwieństwa (i cywilizacyjne nierówności) dopiero po utworzeniu Unii Europejskiej. O pozostałościach tego „zderzenia cywilizacji” na naszym podwórku profesor Obirek pisał w swojej świetnej książce „Polak katolik?”
Zderzenie cywilizacji islamskiej z zachodnią jest zderzeniem religijnego absolutu z respektującym religie sekularyzmem i to zjawisko jest niezaprzeczalnym faktem. Ktokolwiek obserwuje świat islamu, nie ma co do tego wątpliwości. Wezwania do reformy tego islamskiego świata są ciągle zbyt słabe, a wsparcie tych wysiłków ze strony Zachodu praktycznie żadne, charakteryzujące się nierzadko otwartą wrogością wobec tych, którzy próbują zneutralizować islamski fanatyzm.
Na zachodzie religijne dążenia do narzucenia władzy absolutu osłabły, ale zastąpiły go świeckie ideologie, które z religijnym zapałem niosły przemoc i okrucieństwo. Kapłanów zastąpili intelektualiści poszukujący prawdy ostatecznej i urzekający młode pokolenia. Drugie przyjście Karola Marksa znakomicie wzmacnia islamski front wojny z demokracją.
Stwierdzenie Orwella, że „niektóre idee są tak głupie, że tylko intelektualiści w nie wierzą” jest głęboko niesłuszne. Globalna intelektualna kawiarnia urzeka nie tylko młodzież, wspaniałe umysły dają się czasem nabrać na ten intelektualny wielki zderzacz andronów.
W kwestii tezy Huntingtona warto posłuchać muzułmańskich heretyków rozpaczliwie wołających o wsparcie w ich wysiłkach zmierzających do wyrwania kłów bestii. Politycy amerykańscy i europejscy odpowiadają na ich wołanie ostrzeżeniami przed islamofobią.
Najnowszym przykładem jest odpowiedź rzeczniczki prasowej Białego Domu, Karine Jean-Pierre, na pytanie o zagrożenie antysemityzmem po wydarzeniach z 7 października 2023r..
„Wiem, że pojawiły się wiarygodne groźby. Ale spójrzcie, muzułmanie i ci, którzy postrzegani są jako muzułmanie, znoszą nieproporcjonalną liczbę ataków napędzanych nienawiścią. […] Prezydent Biden rozumie, że wielu naszych muzułmańskich, arabskich Amerykanów i palestyńskich Amerykanów bliskich i sąsiadów jest zaniepokojonych nienawiścią skierowaną przeciwko ich społecznościom”.
To znakomity dowód wpływu teorii Huntingtona na amerykańską klasę polityczną.
Tymczasem najnowsze badania opinii publicznej pokazują, że 51 procent młodych Amerykanów usprawiedliwia barbarzyńską napaść islamofaszystów na izraelskich cywilów. Przewodnicząca oenzetowskiej specjalnej komisji do badania żydowskich zbrodni, Navi Pillay, tak wyjaśnia nadzwyczajną przewagę mężczyzn wśród zabitych Palestyńczyków:
„Izraelskie siły bezpieczeństwa zabijają i ranią mniej kobiet i dziewcząt niż mężczyzn i chłopców. Należy to postrzegać w kontekście społecznym na okupowanym terytorium palestyńskim, gdzie kobiety i dziewczęta rzadziej uczestniczą w przestrzeni publicznej. Ta dynamika płci powoduje nieproporcjonalne obciążenie kobiet, które musiały zostać by opiekować się rannymi członkami rodziny i są głównymi żywicielkami rodziny, gdy mężczyźni zostali zabici, ranni lub zatrzymani, co podkreśla kontekst krzyżujących się form dyskryminacji i przemocy wobec palestyńskich kobiet i dziewcząt”.
Najwyraźniej „fałszywa teza Huntingtona” zaraziła również Narody Zjednoczone. Posiadacz najwspanialszej na świecie synekury, Antonio Guterres, pod wpływem teorii Huntingtona bredzi, że „atak Hamasu nie wydarzył się w próżni”.
Czy zdobędziemy się na to, żeby powiedzieć takim wykwitom intelektu dość tego? Przestańmy wreszcie powtarzać „islam zawsze dziewica”!
Zbyt lubię i zbyt wysoko cenię Stanisława Obirka, (który mimo porzucenia sutanny, podobnie jak dysydenci islamskiego świata, nadal walczy o reformę religijnego nauczania), żeby zostawić jego opinię bez odpowiedzi.
Nie jestem europocentryczny, dziś po stokroć bardziej interesują mnie głosy heretyków z islamskiego świata niż wynurzenia jakiegoś postępowego profesora LSE.
Andrzej Koraszewski, tekst ukazał się pierwotnie na portalu listyznaszegosadu.pl