Tytułem wstępu kilka uwag metodologicznych.
Lektura pytań niniejszej „ankiety” wyraźnie wskazuje na to, że poniższe badanie ankietą nie jest. Może być wywiadem standaryzowanym, choć i tu liczba błędów formalnych nie pozwala na dokonanie takiej klasyfikacji.
Na 20 zadanych pytań tylko 6 spełnia wymogi pytań ankietowych (5; 10; 14; 15; 16 i 19). Pytanie 12 też mogło by być pytaniem ankietowym, gdyby zostało rozbite na 3 niezależne od siebie pytania, gdyż dotyczy trzech niezależnych od siebie zagadnień.
Umówmy się zatem, że mamy tu do czynienia z bardzo niezobowiązującym sondażem opinii. Sondażem zbudowanym z pytań otwartych, a więc takich, które dają respondentowi pełną swobodę wyboru formy i treści odpowiedzi. Tymczasem już pytanie pierwsze (wraz z pytaniami dodatkowymi) jest zadane w sposób absolutnie niedopuszczalny, gdyż pytania dodatkowe (mające zapewne w zamyśle ich autora zadanie ukierunkowania i doprecyzowania odpowiedzi) pełnią tu funkcję pytań naprowadzających odpowiadającego na wybór „właściwej” odpowiedzi. Tak jest i w innych pytaniach złożonych z kilku pytań. To jest zupełnie niedopuszczalne.
To tyle tytułem uściślenia metodologicznego.
1. Jaki system polityczny jest twoim zdaniem najlepszy? Czy demokracja? A może jakiś inny? Jeśli – na przykład – demokracja, to czy bezpośrednia, czy przedstawicielska? W jaki sposób działająca?
Moim zdaniem nie istnieje taki system polityczny, który byłby systemem najlepszym w sposób bezwzględny. Możemy co najwyżej mówić o systemach optymalnych dla danych warunków historyczno-politycznych. Nie można bowiem stosować tych samych kryteriów oceny np. dla Polski okresu międzywojennego, kiedy to ścierały się ze sobą dwa systemy polityczne: feudalny i kapitalistyczny, Polski powojennej z lat 1945 -1989 i Polski po 1989 roku. Schyłek epoki feudalnej miał bowiem jeszcze swoje zalety w okresie międzywojennym, choć tych zalet było już znacznie mniej niż wad. Dlatego też ostateczną przewagę uzyskał system kapitalistyczny i ten okazał się być dla Polski tamtego czasu systemem najbardziej optymalnym, prorozwojowym.
Tymczasem Polska Ludowa znalazła się w takim a nie innym układzie sił historyczno-politycznych, że nie miała żadnego wyboru systemu politycznego. W tym aspekcie realny socjalizm, wraz z jego „demokracją socjalistyczną” i „rządami ludu”, były jedyną możliwą opcją, a więc i opcją optymalną w zaistniałych warunkach. Rok 1989 przyniósł zasadnicze zmiany w układzie politycznych sił na świecie, w wyniku czego Polska odzyskała możliwość suwerennego wyboru systemu politycznego, mającego służyć jej rozwojowi. Jak widzimy, pomimo upływu 20 lat, ostatecznej decyzji w tej kwestii nie podjęto do dziś. Nadal bowiem ścierają się ze sobą bardzo różne koncepcje polityczne, od skrajnie prawicowych (narodowo-faszyzujących), poprzez liberalne, aż do skrajnie lewicowych i lewackich.
Czy demokracja, a jeśli tak, to jaka?
Demokracja to tyle, co „rządy ludu”. Jej istotą jest podejmowanie wszelkich decyzji istotnych dla ogółu przez tegoż ogółu większość w drodze głosowania. Historia demokracji da się napisać za pomocą definicji owego „ludu”. Różnie bowiem ów lud był definiowany na przestrzeni wieków, a więc też i różne grupy społeczne go stanowiły. Abstrahując od tego, kto w danym momencie dziejów był „ludem”, a kto nie, można śmiało powiedzieć, że rządy zawsze znajdowały się (i znajdują) w rękach elit. Tak się bowiem składa, że nawet wśród najrówniejszych zawsze znajdą się jeszcze równiejsi. Tak było za demokracji ateńskiej, tak za szlacheckiej, tak w demokracji socjalistycznej, tak jest i obecnie.
W demokracji (każdej) decyzje zapadają głosami większości. Ale czy zawsze większość ma rację? Jak uczy historia, większość rację ma niezwykle sporadycznie. Rację mają przeważnie jednostki, te najwybitniejsze. Czy to znaczy, że demokracja jest zła? Tak, jest zła, ale nie wymyślono (póki co) lepszego systemu. Można więc rzec, że szczęściem w nieszczęściu jest to, że w demokracji wcale nie rządzi większość, lecz elity.
Tu dochodzimy do problemu czy lepsza jest demokracja bezpośrednia, czy przedstawicielska. Demokrację bezpośrednią mają np. Szwajcarzy i jakoś sobie w niej radzą. U nas pewnie by to nie przeszło, bo i bez tego mamy niezły bałagan.
A więc przedstawicielska, tylko jaka? Z ordynacją wyborczą jednomandatową czy wielomandatową. Ta druga właśnie obowiązuje i skutkuje tym, że obywatele nie mają żadnego wpływu (prawie żadnego) na kształt i zawartość list wyborczych, bo te są wyłącznie w gestii działających partii politycznych i ich ścisłych kierownictw. Obywatel jest więc tylko maszynką do głosowania na tych, których nigdy nie wybrał. Ordynacja jednomandatowa by ten stan rzeczy w dużym stopniu zmieniła, ale też nie jest pozbawiona wad (np. głosy za korupcję; vide senator Stokłosa).
Odrębną kwestią (bardzo zyskującą na znaczeniu przy ordynacji jednomandatowej) jest to, czy poseł ma prawo do podejmowania samodzielnych decyzji w Sejmie i głosowania wg własnych przekonań (lub sugestii partii do której należy), czy powinien być zobligowany do prezentacji poglądów i woli swoich wyborców z okręgu. Obowiązujący dziś system jest systemem lojalności partyjnej. A więc wyborca jest zepchnięty do roli przedmiotu, a nie podmiotu polityki. Nic więc dziwnego, że frekwencja przy urnach jest taka a nie inna. Nie oszukujmy się więc, en mass nie mamy żadnego wpływu na politykę. Chyba, że wyjdziemy na ulicę w znaczącej liczebnie sile i przestraszymy „naszą” władzę.
Nie ma więc dobrego systemu politycznego.
Dla mnie najbardziej optymalną formą ustroju polityczno-gospodarczo-społecznego jest w chwili obecnej liberalna demokracja. System oparty na ograniczeniu do niezbędnego minimum interwencjonizmu państwowego we wszystkie możliwe dziedziny życia społecznego i indywidualnego. Jest to system z ograniczoną do minimum biurokracją, system jasnych kryteriów decyzyjnych, wolnych od wszelakiej uznaniowości, system pełnej prostoty i jasności obowiązującego prawa, system wolny od wszelkiej indoktrynacji ideologiczno-światopoglądowej. To także system równości praw, szans i możliwości. System powszechnej edukacji odpowiadającej potrzebom współczesnego świata.
Jednym słowem: społeczeństwo obywatelskie, a więc społeczeństwo samorządne i samorealizujące się jest tym optimum politycznym, do którego powinniśmy dążyć za wszelką cenę. Największym wrogiem takiego społeczeństwa jest ideologizacja państwa (upartyjnienie i ureligijnienie).
2. Jakie jest twoje zdanie na temat własności prywatnej i redystrybucji dóbr? Czy podatki powinny być jak najmniejsze, czy jednak wysokie, aby dbać o równość społeczną i zabezpieczenie najsłabszych? A może to zła droga do wspierania najsłabszych?
3. Jakie jest twoje zdanie na temat własności intelektualnej? Czy powinna być chroniona tak samo jak własność fizyczna? Czy nie powinna być wcale chroniona? Jeśli nie, to w jaki inny sposób zapewnić godziwe zarobki osobom produkującym dobra intelektualne?
Połączyłem te dwa pytania ponieważ dla mnie każda forma własności jest niczym innym jak tylko własnością. A do własności można mieć prawo lub można go nie mieć… Trzeba mieć na uwadze różne rodzaje własności jak: własność państwową, społeczną, spółdzielczą czy prywatną, ale rozumiem, że nas najbardziej interesuje ta ostatnia czyli własność prywatna.
Dla mnie własność jest świętością i musi podlegać bezwzględnej ochronie prawnej. Pozbawienie człowieka jego własności jest tożsame z odarciem go z godności. Mało tego, własność prywatna obywatela powinna stać na czele hierarchii ważności zainteresowań państwa. Dlatego też tak bulwersująca jest sprawa zwrotu majątków kościelnych w sytuacji, gdy obywatelom odmawia się sprawiedliwości w tym względzie. Na swoiste kuriozum zakrawa fakt, że polski obywatel (o ile w ogóle doczeka się zadośćuczynienia od państwa polskiego za poniesione straty) odzyska swe mienie dzięki staraniom międzynarodowych organizacji żydowskich, walczących z państwem polskim o restytucję mienia swoich obywateli. Obie te sprawy są hańbą dla polskich rządów po 1989 roku.
Oczywiście, własność prywatna nie jest świętością bezwzględną. W bardzo szczególnych przypadkach można ją naruszyć dla dobra kraju lub społeczeństwa. Ale te przypadki są bardzo ściśle określone i wymienione w polskim prawie.
Od strony prawnej kwestia własności jest uregulowana – moim zdaniem – właściwie. Własności poświęcony jest stosowny fragment Konstytucji, a regulacje szczegółowe zawarte są w kodeksach: cywilnym, karnym, karno-skarbowym oraz w prawie autorskim. Wystarczy tylko tych przepisów przestrzegać i nimi się kierować przy podejmowaniu decyzji. A że tak nie jest? No cóż…
Zupełnie nie rozumiem, co w temacie własności robią pytania z zakresu polityki społecznej. Są jak kwiatek przy kożuchu, no, ale skoro są, to kilka słów i na ten temat.
Podatki są smutną koniecznością. Bez nich nie byłoby państwa oraz wielu instytucji społecznie niezbędnych, choć nieproduktywnych w znaczeniu generowania zysku. Nie będę ich tu wymieniał, bo wszyscy znamy te instytucje.
Czy podatki powinny być jak najniższe? Oczywiście, że tak. Dolną ich granicą winny być potrzeby nowoczesnego funkcjonowania instytucji budżetowych. Wszelkie dyrdymały o równości i sprawiedliwości społecznej litościwie przemilczę, gdyż coś takiego zwyczajnie nie istnieje. W polityce społecznej jestem za jak najszerszą współpracą państwa z sektorem organizacji pozarządowych i cedowania na te właśnie organizacje obowiązków związanych z redystrybucją dóbr dla ludzi potrzebujących. Rolą państwa jest bowiem stworzenie możliwości formalno-prawnych i instytucjonalnych dla wszelkich działań pomocowych, a nie bawienie się w „dobrego wujka” chodzącego od drzwi do drzwi. System państwowych Ośrodków Pomocy Społecznej jest systemem bardzo drogim i niewydajnym, przez co gross środków do potrzebujących nie trafia. To tak, jak z kościelnym Caritasem, który nie dość, że nie inwestuje w pomoc pieniędzy kościelnych, a jedynie te ze zbiórek i dotacji państwowych, to jeszcze zabiera z nich 1/3 na „potrzeby własne”. Tymczasem lokalne organizacje „trzeciego sektora” są lepiej zorientowane w potrzebach społeczności ze swego terenu i działają o wiele taniej (opierając się głównie na wolontariacie). I tak wracamy do idei społeczeństwa obywatelskiego.
A zatem: podatek liniowy bez ulg, odpisów, i innych zawiłości prawnych, w wysokości zapewniającej sprawne działanie państwa i samorządów.
4. Czy edukacja powinna być centralnie sterowana, czy też raczej zależeć od prywatnej inicjatywy? Kto powinien ustalać program nauczania? Jak się to ma do zasad ekonomicznych postulowanych w innych punktach? Czy powinna być płatna czy bezpłatna?
Aby pozbyć się stereotypów myślowych na temat edukacji, aby zobaczyć możliwości alternatywne dla modelu obecnie obowiązującego, proszę o zapoznanie się z tekstem, do którego link zamieszczam.
W aspekcie zaprezentowanego artykułu widać jak na dłoni, że przedszkola i szkoły niższego stopnia, w obecnym ich kształcie, są anachronizmem. Są obozami koncentracyjnymi dla dzieci, a ich jedynym celem, osiąganym z ogromnym sukcesem, jest produkcja multiplikowanej do granic absurdu przeciętności, plus wielu nerwic, obsesji i lęków. Pomijam, jako nie należące do tematu, liczne przypadki, gdzie szkoła jest przechowalnią dla miernot pedagogicznych.
Ministerstwo Edukacji, będąc strukturą biurokratyczną, broni się rękami i nogami przed jakąkolwiek innowacyjnością. Skostniałe struktury modelu oświatowego obowiązujące od stuleci są jego (tegoż Ministerstwa) racją bytu, więc nikt w nim nie kiwnie nawet palcem by zburzyć istniejący status quo. Rozpowszechnienie zaprezentowanego modelu edukacji podstawowej wymaga nakładu sporych środków pieniężnych, ale te można uzyskać likwidując znaczną większość szkół dotychczasowych. Jednak nie same pieniądze grają tu rolę. Ministerstwo musiałoby się zrestrukturyzować, zmienić mentalność swoich pracowników i (przede wszystkim) decydentów, a także schemat organizacyjny, by móc wcielić się w organizatora, koordynatora i mecenasa placówek oświatowych nowego typu.
Można się zastanawiać nad kształtem, formą i strukturą szkolnictwa średniego. Tu sporą część szkół można by zostawić w obecnym kształcie, choć na pewno nie wszystkie. Ważne jest natomiast odrzucenie mitu o konieczności uzyskania powszechności średniego wykształcenia przez całą populację. Ten mit jest wręcz szkodliwy. Nie jest bowiem prawdą, że każdy człowiek musi mieć maturę. Smutnym tego dowodem jest cyrk, który corocznie odbywa się w MEN w sprawie zakresu i poziomu egzaminów maturalnych oraz cyrk związany z prezentacją ich wyników. Moim zdaniem lepiej jest mieć kilka tysięcy maturzystów porządnie wykształconych niż kilkaset tysięcy ćwierćinteligentów.
Zgodnie z Konstytucją obowiązek finansowania edukacji (na każdym jej poziomie) należy do państwa. I to jest słuszna zasada. Mało tego, państwo nasze przykłada zbyt małą wagę do edukacji i zbyt mało środków na nią przeznacza, choć jest powszechnie wiadome, że są to środki inwestycyjne zwracające się najszybciej i z największym przebiciem. Odpowiednio wyedukowane społeczeństwo to szybszy i bardziej efektywny rozwój gospodarczy, mniejsze obszary ubóstwa i nędzy, węższy margines społeczny, a co za tym idzie – mniejsze nakłady na pomoc socjalną.
Jeśli państwa nie stać na finansowanie edukacji w stopniu zadowalającym i umożliwiającym rozwój nowoczesnych koncepcji pedagogicznych i programowych, to państwo powinno robić wszystko, by zachęcić do mecenatu kapitał prywatny. Tymczasem nasze państwo nie robi w tym względzie prawie nic, a jedynym przedmiotem troski MEN jest to czy dwie godziny lekcji religii w każdej klasie wystarczy katechecie do przeżycia od pierwszego do pierwszego.
Polskiemu systemowi edukacji nie są potrzebne reformy w stylu min. Giertycha czy min. Hall; temu systemowi potrzebna jest rewolucja, która wyrwie z korzeniami utarte i bezproduktywne dziś schematy organizacyjne i stereotypy mentalne. Ale w tym celu należy rozwiązać MEN oraz ZNP. Bez tego nic się nie zmieni. Będziemy nadal dyskutować czy należy skoszarować już pięciolatki czy dopiero zamykać w obozach sześciolatki. Absurd.
5. Jakie powinno być miejsce religii w życiu publicznym?
Religia nie ma prawa zajmować jakiegokolwiek miejsca w życiu publicznym. Religia jest systemem wierzeń, przekonań i emocji. Jako taka ma swoje miejsce w każdym z nas indywidualnie. Religia zinstytucjonalizowana ma do swojej dyspozycji specjalnie do tego przeznaczone obiekty sakralne i miejsca kultu. I tyko tam jest jej miejsce. Obecność religii w przestrzeni publicznej – jej aspiracje do regulacji życia społecznego – jest zawsze tylko i wyłącznie przedmiotem konfliktów.
6. Na czym powinny się opierać prawa człowieka? Czy bardziej na prawie do własnej tożsamości pojętej na przykład jako tradycja przodków, czy też bardziej na prawach człowieka opartych na fundamentach materialistycznych, psychologiczno – medycznych?
Na jednym i na drugim w stosownych proporcjach.
Pozornie wydawać by się mogło, że dominującym jest nurt psychologiczno-medyczny, jako to bardziej obiektywne kryterium o uniwersalnym oddziaływaniu. Takie podejście pozwala bowiem na zrównanie w prawach, albo inaczej: na możliwości stworzenia takich praw, które w jednakowym stopniu będą dotyczyły każdej jednostki niezależnie od kultury z której się wywodzi.
Moim zdaniem jest to koncepcja błędna. Zauważmy bowiem, że człowiek – rozumiany materialistycznie, psychologicznie i medycznie – nie posiada jeszcze żadnej tożsamości. Dopiero stojąca za nim kultura, tradycja i obyczaj nadają mu tożsamość. Takie podejście jednak znacznie utrudnia sformułowanie praw naprawdę uniwersalnych, co nie znaczy, iż uniemożliwia wykonanie tego zadania.
7. Czy dziecko powinno być własnością rodzica w kwestii jego wychowania? Czy może na przykład nauczanie religii powinno być dozwolone od 18 lat bez względu na opinię rodziców? Co ze skrajnymi przypadkami – religijne obrzezania dzieci, zakaz transfuzji krwi u Świadków Jehowy, nieletnie prostytutki świątynne, Amisze odrzucający współczesność także w imieniu swoich dzieci etc.?
To pytanie (a raczej: te pytania) ze względu na gigantyczny rozrzut tematyczny poruszonych zagadnień nie ma(ją) sensu. Ale skoro jest (są)…
Czy dziecko powinno? Nie, nie powinno. A czy jest? Tak, jest. I to dzięki temu, że jest, możliwym jest proces socjalizacji dziecka, jego tresury czy wychowania (nazwijmy to jak chcemy). Tak czy siak, zacząć musimy od dominacji, od dyktatury. Dopiero gdy dziecko przyswoi sobie elementarne pojęcia z zakresu etyki, gdy zacznie wchodzić na wyższy stopień ogólności (od relacyjnego do autonomicznego sposobu oceniania) i abstrakcji, wtedy mądrzy rodzice poszerzają też zakres jego autonomii i podmiotowości, aż do uzyskania pełnej samodzielności w dokonywaniu wyborów i pełnej odpowiedzialności za nie. Wtedy dziecko przestaje być własnością rodziców.
Reszta odpowiedzi jest pochodną tego stanowiska.
8. Co sądzisz o feminizmie, walce o prawa kobiet? Czy uważasz, iż w Europie prawa kobiet są już zrównane z męskimi, czy też nie? Czy uważasz, że potrzeby kobiet i mężczyzn są podobne? Czy istnieje kobiecy punkt widzenia marginalizowany do tej pory przez patriarchalną kulturę na przestrzeni dziejów?
Równouprawnienie płci wciąż nie istnieje, dlatego feminizm jest potrzebny. Na gruncie prawnym sprawa wygląda najlepiej, gdyż ustawodawstwo już od wielu lat uwzględnia wiele z postulatów kobiet i zrównuje je w prawach z mężczyznami. Znacznie gorzej jest na gruncie psychologicznym, kulturowym, obyczajowym. Tu zaległości są ogromne. Zwłaszcza pokonywanie barier mentalnych, utartych stereotypów myślowych jest bardzo ciężkie.
Czy potrzeby mamy podobne? Pewnie i tak, i nie. Psychiczne, intelektualne, emocjonalne mamy zapewne podobne. Powiem tak: potrzeby mamy tożsame w treści, lecz zróżnicowane w formie. Inaczej kocha kobieta, inaczej mężczyzna, inaczej przeżywa doznania seksualne kobieta, inaczej mężczyzna, chociaż oboje potrzebują miłości i seksu. Innymi potrzebami możemy się różnić. On nigdy nie będzie potrzebował podpasek, tak jak ona maszynki do golenia.
Czy istnieje coś takiego jak męski i kobiecy punkt widzenia? Tak, istnieje. Ale warto się zastanowić nad tym, na ile jest on naturalny, a na ile wykreowany. Gdyby dziewczynkom nie podsuwano w dzieciństwie laleczek, to pewnie bawiły by się samochodzikami, młotkiem i śrubokrętem. Gdyby nie było „prasy kobiecej” panie czytałyby Wyborczą lub Nasz Dziennik i Wprost lub Politykę. Itd., itp.
Prawdziwą zmorą feminizmu są panie mające niepohamowane ambicje polityczne przy jednoczesnej skłonności do robienia kiepskich spektakli kabaretowych. W swej istocie śmieszne to to nie jest, a jednak ośmiesza bardzo skutecznie cały ruch, skądinąd słuszny.
9. Co sądzisz o walce o prawa osób homoseksualnych? Jak duży to problem? Czy pary homoseksualne mogą wychodzić za siebie, czy mogą adoptować dzieci?
Orientacja seksualna każdego człowieka jest jego prywatną sprawą. Jeśli osoby homoseksualne mają potrzebę łączenia się w pary, jeśli mają potrzebę dzielenia ze sobą blasków i cieni życia, to nikt nie powinien im w tym przeszkadzać. Jeśli więc orientacja większościowa (hetero) wypracowała sobie odpowiednie standardy łączenia się w pary, jeśli obwarowała to różnymi gwarancjami prawnymi, to nie widzę powodu, dla którego wszystkie te zdobycze miały by być niedostępne dla homoseksualistów.
Z jednym wyjątkiem: adopcji dzieci. Tu byłbym bardzo ostrożny, gdyż nie mamy żadnych danych na temat wpływu rodziny jednopłciowej na identyfikację płciową dziecka. Mamy na razie jeden przykład dziecka (chłopca) adoptowanego przez parę lesbijek w wieku niemowlęcym, który to chłopiec, osiągnąwszy wiek trzynastu lat, postanowił zmienić płeć (i zmienił). Jest to dzwonek ostrzegawczy. Z adopcją dzieci przez pary homoseksualne wiąże się jeszcze bardzo wiele pytań, na które nie znamy odpowiedzi. Dlatego, dla dobra dzieci, jestem przeciw. Przynajmniej do czasu uzyskania miarodajnych wyników badań nad wpływem jednopłciowego związku na psychikę dziecka, na jego zdolności adaptacyjne do ról społecznych, na postrzeganie innych przez pryzmat płci „rodziców”, na własną identyfikację płciową i własne preferencje seksualne.
10. Co sądzisz o zagadnieniach związanych z ochroną środowiska?
Nie znam się na tym, ale wydaje mi się, że konieczne są w tym zakresie zakrojone na szeroką skalę (światową) badania naukowe, by na ich podstawie opracować wspólną strategię i taktykę działań mających na celu ochronę naszego środowiska naturalnego.
11. Jaki jest twój stosunek do Unii Europejskiej, jesteś za, czy przeciw? Czy powinna być Stanami Zjednoczonymi Europy z rządem europejskim jako główną instancją, czy luźnym stowarzyszeniem? Czy ogólnie uważasz, iż warto, by kraje świata się jednoczyły, czy też cenisz wyżej wartości nacjonalistyczne i (lub) patriotyczne?
Na pewno nie powinniśmy być Stanami Zjednoczonymi Europy. Jestem za Unią rozumianą jako federacja suwerennych państw, chcących ze sobą współpracować na różnych płaszczyznach.
Unia w obecnym kształcie jest skazana na porażkę z wielu względów. Po pierwsze ze względu na indywidualne ambicje poszczególnych krajów członkowskich (zwłaszcza Francji, Niemiec i Wielkiej Brytanii). Po drugie, Unia idzie w kierunku superpaństwa z własną władzą ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą. Ten model nie ma racji bytu, gdyż rodzi pokusę do zdobycia władzy przez jedną nację nad pozostałymi, na co się inni nie zgodzą. Ten model wymaga też dobrowolnego zrzeczenia się przez państwa członkowskie części własnej suwerenności na rzecz władzy unijnej. O ile w państwach wiodących (Niemcy, Francja) nie stanowi to większego problemu, gdyż obywatele tych państw utożsamiają się z Unią (a więc tak naprawdę niczego się nie zrzekają, a jeśli już, to i tak na swoją własną rzecz), o tyle w państwach słabszych postrzegane jest to jako zrzeczenie się własnej suwerenności, nie tyle na rzecz abstrakcyjnej Unii, co na rzecz Niemiec lub Francji i – tym samym – stanie się satelitą tych państw. Po trzecie, Unia wymusza budowę absurdalnie wielkiego aparatu biurokratycznego, który paraliżuje skuteczność działania Unii. Po czwarte, błędem było wprowadzenie wspólnej waluty w krajach o tak zróżnicowanym stopniu rozwoju gospodarczego i zindywidualizowanej specyfice tych gospodarek. To od samego początku nie miało sensu. A teraz jest kryzys, za który nikt nie chce płacić.
Nie jestem zwolennikiem jednoczenia się krajów, gdyż jest to zawsze sztuczny twór polityczny, skazany na konflikty wewnętrzne i tendencje odśrodkowe. Przykłady Związku Radzieckiego, Jugosławii, Czechosłowacji czy Wielkiej Brytanii są aż nadto wymowne w tym względzie. Nie mam natomiast nic przeciwko bardzo ścisłej współpracy jak największej liczy krajów świata. Nie ma na takie moje stanowisko żadnego wpływu mój stosunek do nacjonalizmu czy patriotyzmu. To zupełnie osobna sprawa.
12. Co sądzisz o: aborcji, eutanazji, in vitro?
To są trzy odrębne pytania.
Zatem o aborcji. Jestem zwolennikiem maksymalnej liberalizacji ustawy antyaborcyjnej. Pomijając wszystkie argumenty, które znamy już na pamięć z podobnych dyskusji, wspomnę o jednym. Zezwolenie na dokonywanie aborcji nie jest tożsame z nakazem aborcji. W społeczeństwie zróżnicowanym światopoglądowo nie może być dyktatu jednej opcji wobec drugiej. Tylko pełna dostępność i legalność aborcji gwarantuje równe traktowanie obywateli przez państwo. Wolność wyboru jest tu decydująca. Nikt nie zmusza głęboko wierzącej katoliczki do dokonania zabiegu. Może go wykonać choć nie musi i zapewne nie wykona. Nikt też nie zmusza do tego samego ateistki, choć ona zabieg wykona. Wprowadzenie całkowitego zakazu byłoby usankcjonowaniem przez państwo religijnego światopoglądu i zarazem ograniczeniem wolności wyboru dla ludzi z daną religią nie związanych. Ale i dla samych katoliczek też byłoby to ograniczeniem ich wolności i prawa wyboru.
Z in vitro sprawa jest podobna. Można ją rozpatrywać w kategoriach wolnościowych i swobody wyboru. Można też i z pozycji medycznych. Najmniej jest tu etyki, choć to o nią spór jest najgłośniejszy. O ile w przypadku aborcji kwestie etyczne są niezwykle istotne, o tyle tutaj schodzą na dalszy plan.
Z eutanazją jest podobnie jak z karą śmierci. Analogie są aż nadto widoczne. W obu przypadkach mamy do czynienia z możliwością pomyłki (sądowej, lekarskiej) oraz pokusę do nadużyć. Uważam, że eutanazja w swojej idei jest niezwykle szlachetnym zamysłem i warto ją wspierać. Nie mam jednak złudzeń co do tego, że system kontroli nigdy nie będzie wystarczający, by uniknąć zjawisk negatywnych (pomyłek, manipulacji, nadużyć). Jestem więc za, a nawet przeciw.
13. Na ile ważny jest dla ciebie rozwój nauki? Czy zgodziłbyś się na większe obciążenie fiskalne w tym celu? Czy ograniczyłbyś w tym celu świadczenia socjalne, gdybyś był politykiem?
Rozwój nauki był, jest i będzie najważniejszym gwarantem postępu cywilizacyjnego. Te narody, które postawiły na naukę, wygrały swoją szansę cywilizacyjną i dziś są w czołówce świata. Także ekonomicznej. Oczywiście, że zgodzę się na zwiększenie obciążeń fiskalnych na ten cel. Warto to uczynić nawet kosztem obniżenia świadczeń socjalnych, gdyż dynamiczny rozwój nauki i tak spowoduje w przyszłości zmniejszenie zapotrzebowania na takie świadczenia. Korzyść jest więc podwójna. Ale nie dla polityków. Ich horyzont jest ograniczony wysokością słupków sondażowych. Dlatego dalekowzroczność polityka nigdy nie przekracza granicy czterech lat. I to jest dramat.
14. Czy państwo powinno wspierać kulturę?
Oczywiście. Ale nie samo. Państwo winno zabiegać o wsparcie swego budżetu przeznaczonego na kulturę kapitałem prywatnym. Można się zastanawiać i dyskutować, czy cała przestrzeń kultury i sztuki winna być pod kuratelą państwa, czy tylko ta kultura najwyższa. Nie zmienia to w niczym pierwszej odpowiedzi.
15. Czy państwo powinno wspierać sport i rekreację?
Jak wyżej, z podobnymi zastrzeżeniami.
16. Jak daleko powinna sięgać wolność słowa? Czy istnieją treści, które powinny być zakazane?
Naturalnymi granicami wolności słowa są granice kultury osobistej. Po tym, co i jak mówisz, mogę poznać kim jesteś. Wynaturzeniem jest tu zjawisko hołdowania tzw. „poprawności politycznej”, która często prowadzi nas na granice absurdu. Co do treści, nie ma i być nie powinno tematów tabu. Jestem przeciwnikiem wszelkiej cenzury.
17. Media mają ogromny wpływ na rzeczywistość. Czy są dobre? Czy istnieje możliwość stworzenia warunków pod lepsze media za pomocą lepszych regulacji prawnych?
Media mają znacznie większy wpływ na rzeczywistość niż nam się wydaje. W założeniu media mają pełnić funkcję informacyjną. W rzeczywistości media kreują rzeczywistość. W tym aspekcie wartościowanie mediów nie ma najmniejszego sensu. Na pytanie „Czy media są dobre?” musimy wręcz odpowiedzieć pytaniem: dla kogo dobre? Nie ma więc możliwości tworzenia warunków pod lepsze lub gorsze media, gdyż ich wartościowanie mija się z celem. Regulacjom prawnym możemy zatem poddać jedynie zasady koegzystencji różnych mediów, prawa autorskie, chęci do monopolizacji rynku itp. Natomiast treści obecne w mediach są efektem rozumienia zasady wolności słowa, swobody wypowiedzi, wolności głoszenia poglądów.
18. Co sądzisz o emigracji do krajów europejskich? Czy imigranci z państw muzułmańskich są problemem? Co może zapewnić lepszą ich integrację, jeśli zauważasz taką potrzebę?
Migracja ludności w ramach danego kręgu kulturowego jest zjawiskiem dość powszechnym i niegroźnym. Różnice kulturowe pomiędzy poszczególnymi nacjami w ramach tego samego kręgu są na tyle niewielkie, że dadzą się przezwyciężyć. Co prawda emigrant mieszkający w obcym kraju zawsze będzie dla tamtej społeczności obcym, a jego wnuk dla wnuków miejscowych też będzie obcym, ale ta obcość będzie się ukazywać jedynie w sytuacjach ekstremalnych. Nie będzie rzutowała na życie codzienne.
Inaczej rzecz się ma z emigrantami z innych kręgów i tradycji kulturowych. Tu ta obcość wkracza też w życie codzienne. Dodatkowym problemem jest też i to, że mniejszości kulturowe (zwłaszcza islamskie) po osiedleniu się Europie wcale nie chcą się integrować z ludnością miejscową. Wręcz przeciwnie – za wszelką cenę dążą do manifestowania swojej odrębności i żądają wręcz od miejscowych respektowania tej odrębności. A taka postawa jest już postawą konfliktogenną. Jest to bowiem zawłaszczanie cudzej przestrzeni publicznej. Musi więc rodzić opór i niechęć.
Myślę, że to dopiero początek prawdziwych problemów Europy z emigrantami. Z jednej strony to my, europejczycy, jesteśmy autorami karty praw człowieka, haseł o wolności, równości i braterstwie, sloganów o tolerancji dla inności, postulatów o prawach mniejszości; z drugiej jednak strony są ONI uznający jedynie własne prawa i domagający się od nas przywilejów. To musi zakończyć się konfrontacją, z której wcale Europa nie musi wyjść zwycięsko. Sądzę, że już dziś jest ostatni dzwonek na to, by kraje Europy wypracowały jakąś wspólną strategię wobec emigrantów z innych kultur.
19. Czy obce państwo może ingerować w politykę drugiego państwa z uwagi na łamanie praw człowieka?
Może, ale wyłącznie na drodze dyplomatycznej z poszanowaniem prawa międzynarodowego i suwerenności tego państwa. Można też wywierać określoną presję ekonomiczną. Myślę, że dobrym przykładem jest tu polityka Unii Europejskiej wobec Białorusi. Choć już ta sama Unia zapomina o własnych zasadach i ideałach, gdy chodzi o kontakty z Chinami. Taki dualizm moralny jest w polityce zagranicznej codziennością, niestety. Wszyscy wiemy, że powinno być zupełnie inaczej, ale jest jak jest.
20. Dopisz uwagi, które nie wynikają z powyższych pytań, a które są istotne dla
twojego światopoglądu.
(brak uwag)
——-
Michał Aleksy Mentrak – socjolog, od 2006 roku członek PSR Warszawa.
——-
Więcej informacji na temat naszej ankiety.