„Przez wiele lat wydawało mi się, że Kościół jest taką oazą, w której karierę robią najświatlejsi (nie chodzi mi o przedmiot wiedzy, ale o poziom), ale i tu okazało się, że wśród hierarchów poziom intelektualny, także moralny, nie jest chyba wyższy od przeciętnego.”

1. Jaki system polityczny jest twoim zdaniem najlepszy? Czy demokracja? A może jakiś inny? Jeśli – na przykład – demokracja, to czy bezpośrednia, czy przedstawicielska? W jaki sposób działająca?

Negatywne doświadczenia systemu monopartyjnego czy quasi-monopartyjnego skłaniają mnie ku poglądowi, że jednak demokracja jest najlepszą formą rządów. Zdaję sobie sprawę, że to co jest jej zaletą, czasem może stanowić sporą wadę, a przynajmniej obciążenie. Za przykład wziąłbym to, że wolność słowa, mocno ograniczona w systemie monopartyjnym, pozwala na ujawnienie się całej gamy poglądów, często zupełnie nieoczekiwanych. Kiedy mieliśmy do czynienia z powszechnie lansowana tezą o moralno-politycznej jedności narodu, łatwo było ulec złudzeniu, że tak jest istotnie. W warunkach demokratycznych okazało się, że był to absolutny mit.

Polska była przez wiele lat, krajem ludzi kształcących się, ale nagle okazało się, że wiedza nie do wszystkich dotarła w jednakowym stopniu, niektórzy nie przyswoili sobie nawet elementarza logiki, o innych naukach nie wspominając.

Niekiedy wydaje się, że byłoby nawet z korzyścią dla społeczeństwa, aby niektóre poglądy czy zachowania stłumić, ale jednak na dłuższą metę to się nie opłaca, te niepożądane poglądy i tak znajdą dla siebie ujście.

Ponadto, w systemie jednopartyjnym, nawet w trochę złagodzonej wersji, która istniała u nas, nie ma wielkiej gwarancji, że do ‘władzy’ nie dojdą oportuniści i karierowicze, dla których bliżej nieokreślone ‘dobro społeczne’ czy ‘racja stanu’ są tylko wygodnym sloganem.

Przez wiele lat wydawało mi się, że Kościół jest taką oazą, w której karierę robią najświatlejsi (nie chodzi mi o przedmiot wiedzy, ale o poziom), ale i tu okazało się, że wśród hierarchów poziom intelektualny, także moralny, nie jest chyba wyższy od przeciętnego. W systemie monopartyjnym wiedza o tym, jeśli istniała, dostępna była tylko nielicznym, dziś każdy może się o tym dowiedzieć. Okazało się, że w tej instytucji, jeszcze bardziej opartej na nakazowym systemie myślenia niż PZPR, przeważa system myślenia życzeniowego, awanse chodzą równie krętymi ścieżkami, wszystkie ludzkie przywary i wady są tak samo powszechne i istotne jak w każdej innej grupie społecznej.

Osobiście wolę system demokracji przedstawicielskiej, formy bezpośrednie wydają mi się zbyt kosztowne i czasochłonne. Gdyby to ode mnie zależało, stworzyłbym jednak pewną drabinę awansów. Np. nie mógłby kandydować do sejmu ktoś, kto nie przeszedł jakiejś ‘praktyki’ politycznej w radzie. Trochę dziwi mnie łatwość z jaką ludzie, którzy właściwie niczym specjalnym się nie wykazali, nagle zostają nie tylko posłami, ale i ministrami.

Mam pewne wątpliwości co do trybu wyboru senatorów. Nie wiem skąd wzięło się u mnie przekonanie, że godność senatorska to coś znacznie poważniejszego niż być posłem. Dlatego nie miałbym nic przeciwko mianowaniu pewnej liczby senatorów lub przyznawaniu tej godności za jakieś wybitne zasługi. W okresie międzywojennym był projekt, aby byli to np. kawalerowie orderu Virtuti Militari; dziś trudno wskazać takich jednoznacznych bohaterów, o czym świadczą kontrowersje wynikłe podczas nadawania Orderu Orła Białego, nie umiem więc wskazać żadnego rozsądnego kryterium dla tej godności, choć mogłoby to być np. 5 kadencji w Sejmie, czy bycie prezydentem. W ten sposób godność senatora honorowego otrzymaliby W. Jaruzelski, L. Wałęsa i A. Kwaśniewski a za kilka lat B. Komorowski. Nie byłaby to więc zbyt liczna grupa.

2. Jakie jest twoje zdanie na temat własności prywatnej i redystrybucji dóbr? Czy podatki powinny być jak najmniejsze, czy jednak wysokie, aby dbać o równość społeczną i zabezpieczenie najsłabszych? A może to zła droga do wspierania najsłabszych?

Pytanie dotyczy, tak je zrozumiałem, prywatnej własności środków produkcji. Tu także muszę odwołać się do doświadczeń historycznych. Społeczna własność środków produkcji, zrealizowana konsekwentnie, okazała się niewydajnym sposobem gospodarowania, niestety, przynajmniej w perspektywie długoletniej. Prywatna własność ma z kolei tendencję do pewnego ‘wyradzania się’ i stawiania celów firmy czy korporacji ponad dobrem całego społeczeństwa.

Oczywiście, nie mam za złe Billowi Gatesowi, że dysponuje miliardami dolarów, będących praktycznie tylko jego własnością; wydaje się, że zrobi z nich dobry użytek, zaś sposób ich zdobycia nie budzi we mnie żadnych zastrzeżeń. Ale są i przykłady mniej budujące.

Wydaje się, że nie ma dziś alternatywy dla prywatnej własności środków produkcji, rolą zaś państwa powinno być zachęcanie ludzi do aktywności. Z tym niestety jest różnie, celują w tym izby skarbowe. Nie jest to jednak tylko cecha pracujących tam ludzi lub dziedzictwo zarzuconego ustroju. Lektura przedwojennych gazet pokazuje, że w okresie międzywojennym pod tym względem wcale nie było lepiej, po prostu nie ma u nas kultu przedsiębiorczości, a bogactwo czy choćby jako takie powodzenie, jest źle widziane.

Stawianie pytania – czy podatki powinny być jak najmniejsze? – uważam za trochę nietrafne; jak najmniejsze, to znaczy – najlepiej żadne, taka nasuwa mi się od razu odpowiedź. Z kolei odpowiedź – takie, jakie są w danej chwili państwu, czyli społeczeństwu, niezbędne, jest zbyt ogólnikowa. Problem chyba w tym, że brak jest jasnej wizji rozwoju sytuacji światowej i potrzeb jakie ten rozwój stwarza, a na tym tle wizji rozwoju naszego państwa. Ponadto w systemie demokratycznym można taką wizję mieć, jednak po zmianie władzy, dotychczasowe programy idą w kąt i zaczyna się tworzyć wszystko od nowa. System ‘przewodniej siły narodu’ ułatwiał realizację długofalowych wizji, choć ze względów historycznych najczęściej było to najpierw nadrabianie zaległości, potem naśladowanie tego, co stworzyła gospodarka wolnorynkowa.

Dziś wszyscy są pod presją chwili. Przecież nie wiadomo, co wymyśli Iran czy Egipt albo jeszcze kto inny, nie wiadomo czy w Afganistanie talibowie nie wrócą do władzy i historia się nie powtórzy.

Tych dalekosiężnych wizji nie widać ani na Wschodzie, bo Chiny, Indie i reszta wciąż jeszcze mają sporo do nadrobienia, ani na Zachodzie. Ostatnia taka była chyba wizja lotu na Księżyc.

Odnoszę wrażenie, że konkurencja militarna między USA a ZSRR znakomicie wpływała na rozwój techniki i formułowanie takich dalekosiężnych wizji.

W skali światowej mogłaby to być wizja lotu na Marsa, ale np. stopniowego zagospodarowywania Sahary, zagospodarowania Afryki, ale postawa rządów tego kontynentu, ‘wspierana’ obłąkańczą religią, nie rokuje żadnych nadziei.

Innym wyzwaniem, bardziej przyziemnym, mógłby być np. program badawczy w celu uzyskania syntetycznej krwi. Przy odrobinie inicjatywy nasz kraj mógłby być inicjatorem i koordynatorem takiego przedsięwzięcia.

W naszym kraju pojawiały się czasem hasła, które mogłyby stać się, w warunkach jako takiej zgody narodowej, motorem rozwoju. Pierwszym była próba zorganizowania Olimpiady zimowej, ale reakcja naszych ‘patriotów’ z Podhala była kompromitująca, szczerze mówiąc – głupia. Podobnym pomysłem był projekt Olimpiady, chyba w 2032 roku, rzucony przez J. Kaczyńskiego, który nie wzbudził żadnego zainteresowania.

Jednym z takich problemów jest kwestia demograficzna. Ale nawoływanie do tzw. polityki prorodzinnej, rozumianej wyłącznie jako wzrost dzietności jest, moim zdaniem, myśleniem kategoriami ‘mas pracujących’, czyli potrzeb dla mocno uśrednionego wizerunku człowieka. Jest to widzenie bez perspektyw, zwiększona dzietność, to, w perspektywie, zwiększona śmiertelność.

Nie jestem za pozostawianiem rodzin tzw. wielodzietnych samym sobie, ale ich promowanie nie uważałbym za właściwą postawę państwa. Straszenie rychłym wymarciem tego czy innego narodu nie jest niczym nowym i, jak dotąd, nigdy się nie sprawdziło.

Inny aspekt demografii to ludzie starzy, mam wrażenie, że kraj nie przygotowuje się na to, a przecież roczniki 60., kiedy to rodziło się ponad 600 tysięcy dzieci rocznie, za 10-15 lat zaczną szturmować ZUS. Nie chodzi mi o emerytury, ale o wypełnienie im czasu, nawet umożliwienie pewnej produktywności. Pomysłów nie mam, ale socjologów u nas dostatek, mogą też zapoznać się z tym co robią inni, nie muszą wszystkiego sami wymyślać. Emerytów trzeba niejako wychować w poczuciu przydatności i niezbędności społecznej, a nie wmawiać im o ‘zasłużonym odpoczynku’ czy wręcz zmuszać do bezczynności. Redystrybucja dóbr to powinien być system pomocy, ale też nie przesadnej, dla żłobków i przedszkoli, domów starców, stypendiów, pomocy przy zakładaniu własnych firm, służba zdrowia itp.

Zdaję sobie sprawę, że ograniczając pomoc społeczną bardzo łatwo skrzywdzić niewinne dzieci i równie łatwo dać się podejść notorycznym pasożytom. Jest to cena wyrównywania niesprawiedliwości, nie ma na to rady. W każdym razie większy nacisk należy, moim zdaniem położyć na wspomaganie aktywnych niż utrzymywanie na jako takim poziomie osób aspołecznych. Równość społeczna, rzecz moralnie wzniosła, ale tylko w słowach, jest dość kosztowna dla całego społeczeństwa.

3. Jakie jest twoje zdanie na temat własności intelektualnej? Czy powinna być chroniona tak samo jak własność fizyczna? Czy nie powinna być wcale chroniona? Jeśli nie, to w jaki inny sposób zapewnić godziwe zarobki osobom produkującym dobra intelektualne?

Zasadą powinna być ochrona własności intelektualnej, tylko to nie oznacza, że będą chronione najwartościowsze wartości. Atrakcyjny piosenkarz będzie zazwyczaj w lepszej sytuacji niż odkrywca nieznanego dotąd prawa przyrody, znane są takie przypadki, bo nie każda własność intelektualna nadaje się do skutecznej ochrony. Jak np. chronić odkryty objaw chorobowy?

Żadnej sensownej recepty nie mam, może praktyka prawa międzynarodowego dałaby jakieś wskazówki na ten temat.

W przypadku artystów, ale tylko części, sprawę mogą załatwić tantiemy. Gorzej jest w przypadku uczonych czy wynalazców. Tu na przeszkodzie stoi przekonanie, że niczego nie potrafimy, że jesteśmy niedołęgami. To u nas wymyślono powiedzenie „20 lat za murzynami”. Ponadto mało kto rozumie, że żaden wynalazek nie powstaje od razu w formie doskonałej, więc wymaga samozaparcia i pracy twórcy, ale także przychylnej atmosfery. Oczywiście, w perspektywie, powinny być korzyści ekonomiczne, choć nie zawsze, np. w przypadku medycyny, są one wyraźnie widoczne i policzalne.

Godziwe zarobki to dziś program dużo szerszy. Patrząc na zarobki np. piłkarzy, piosenkarzy czy różnych prezenterów TV, ale także bankierów, prezesów różnych, de facto państwowych instytucji (o ile te informacje są prawdziwe), można odnieść wrażenie, że sprawy stoją na głowie, że hierarchia wartości niewiele ma wspólnego ze zdrowym rozsądkiem, czasem nawet z poczuciem przyzwoitości.

4. Czy edukacja powinna być centralnie sterowana, czy też raczej zależeć od prywatnej inicjatywy? Kto powinien ustalać program nauczania? Jak się to ma do zasad ekonomicznych postulowanych w innych punktach? Czy powinna być płatna czy bezpłatna?

Nie bardzo rozumiem na czym polega centralnie sterowana edukacja, przynajmniej w sensie pytania. Programy nauczania szkół podstawowych, gimnazjów i liceów powinny być ustalane centralnie. Trudno mi wyobrazić sobie sytuację, w której rodzice lub samorząd terytorialny mieliby to robić.

To co się dzieje na tym polu w naszym kraju, nie napawa optymizmem. Liczba podręczników powinna być ograniczona, zaś programy mocno okrojone. Obserwując program liceum odnoszę wrażenie, że wymaga się od uczniów zrobienia 5 lat studiów w 3 lata, oczywiście, nieco przejaskrawiam. W ten sposób kształcimy ludzi, którzy dużo wiedzą, ale nic nie umieją. Polska nie jest gejzerem innowacyjności. Wiemy jak uszczęśliwić ludzkość, ale jak zarobić na jakimś pomyśle albo skąd ten pomysł wziąć, to już nie. (Sam jestem tego przykładem)

Państwo powinno wspierać rozwój innowacyjności i pomysłowości, ale nie formalnie, ustawami, lecz faktycznie, przez tworzenie atmosfery poparcia dla sukcesu. Polscy astronomowie z liceów odkryli ileś tam asteroid, polscy studenci skonstruowali znakomite samoloty i roboty, które wygrały międzynarodowe konkursy, ale nazwiska tych ludzi znane są tylko ich rodzinom, podczas gdy prasa i publiczna TV wolą zająć się majtkami jakiejś pannicy albo czymś równie zajmującym.

Egzaminy chyba się przeżyły, ale testy są za obszerne, uczeń przy ich rozwiązywaniu musi działać jak automat.

Ciężko powiedzieć, że funkcjonują w Polsce jakieś systemy wyłapywania młodych talentów, o ile kiedykolwiek były, mogący niedoskonale pełnić tę funkcję ruch olimpiad przedmiotowych, jak mi się wydaje, zamarł. A jeśli chcemy chronić własność intelektualną i pobudzać jej powstawanie, to np. każdy nauczyciel olimpijczyka, powinien być za jego sukces premiowany.

System doboru dyrektorów szkół, ich częsta wymiana, nie sprzyja podnoszeniu poziomu kształcenia.

5. Jakie powinno być miejsce religii w życiu publicznym?

To trudny problem, a klucz do jego rozwiązania leży bardziej w rękach Kościoła niż Państwa. Tu nie pomogą wyroki żadnych trybunałów, bo fanatycy mają jeszcze duże wpływy.

Dopóki religia istnieje i sprawuje dość rozległy ‘rząd dusz’ trzeba jej istnienie uwzględniać we wszelkich działaniach. Nie chodzi o jakąś ostentacyjną uniżoność, ale o egzekwowanie nadrzędności państwa. Niestety, nawet nasi najwyżsi urzędnicy państwowi nie mają jakoś wyczucia przyzwoitości w tej dziedzinie.

Wydaje się, że np. coraz częstsze przypadki święcenia różnych publicznych budynków, wieszanie krzyży, a nawet budowania swego rodzaju kapliczek w instytucjach publicznych można załatwić na drodze urzędowej, wydając odpowiednie nakazy i zakazy, ale, aby to skutecznie przeprowadzić, trzeba naprawdę silnej i konsekwentnej władzy. A jeśli po kolejnych wyborach dojdzie do władzy bardziej ‘tolerancyjna’ opcja albo zgoła klerykalna, wtedy nastąpi odbicie w drugą stronę z groźnymi skutkami. Gdyby nasi hierarchowie mieli trochę więcej poczucia godności, mogliby sami doprowadzić do ‘laicyzacji’ państwa, czyli usunięcia symboli religijnych z miejsc, w których czasem zgoła śmieszą. Ale na to trudno liczyć. Religia powinna zostać wycofana ze szkół, jak się jednak wydaje, prędzej dokonają tego uczniowie niż jakakolwiek władza. Szkoła powinna mieć prawo wynajmowania sal, ale nauczanie religii powinno zostać wyłączone z programu nauczania. Profesor Samsonowicz ze swoimi decyzjami ministerialnymi, moim zdaniem, skompromitował się jako historyk.

Myślę, że życie, czyli stopniowa wymiana pokoleń, samo rozwiąże te problemy i to w sposób nie szkodzący państwu.

6. Na czym powinny się opierać prawa człowieka? Czy bardziej na prawie do własnej tożsamości pojętej na przykład jako tradycja przodków, czy też bardziej na prawach człowieka opartych na fundamentach materialistycznych, psychologiczno – medycznych?

Podstawą praw człowieka powinny być osiągnięcia, skrótowo nazwałbym je – ‘cywilizacyjne’. Tradycje ‘zniekształcające’ człowieka należy, moim zdaniem, zwalczać metodami edukacyjnymi, czasem przez odpowiednie zakazy. Osobiście nie chciałbym spotkać się z człowiekiem, który ma dolną wargę rozciągniętą do wielkości talerza, bo taka jest tradycja jego plemienia, nie dlatego, że uważam tego człowieka za ‘dzikiego’, ale ze względów czysto osobistych, po prostu, gdy widzę coś takiego choćby w telewizji, dostaję torsji. Jest to fobia, podobna do lęku przestrzeni, na który także cierpię do tego stopnia, że nie mogę oglądać zdjęć robionych np. z lecącego samolotu. Oczywiście, nikt obrzezany, mnie nie razi, bo tego nie widzę. Podobnie rażą mnie tatuaże i te różne sreberka wbijane w twarz. Kiedy pracowałem na uczelni, widok studenta z czymś takim budził we mnie irracjonalne wobec niego uprzedzenia, które z trudem pokonywałem.

Tradycją niektórych miast, była np. wrogość dzielnic, często egzekwowana dość brutalnie, np. Bałuty czy Czerniaków. Takie tradycje, na szczęście coraz rzadsze, muszą być zwalczane, ale instynkt walki przybiera inne formy, np. walki kiboli.

Ale prawa człowieka, to także prawa polityczne i społeczne. Ogólnie rzecz wziąwszy, nie jestem zwolennikiem zbyt daleko idących tzw. swobód obywatelskich, w każdym razie nie mogą one, niejako z definicji, zagrażać społeczeństwu, przeważać nad obowiązkami. Prawo np. do protestów społecznych, nie może być równoznaczne z prawem do blokady dróg, rozbijania jakichś miasteczek namiotowych itp. Nie może być tak, że prawa przestępców są bardziej chronione niż ofiar, co, niestety, nie jest takie rzadkie.

I jeszcze jedna refleksja. Prawa człowieka, które w swoim czasie propagowano na wszelkie możliwe sposoby, przysparzając zmartwień Breżniewowi i pozostałym I Sekretarzom, stopniowo przeradzają się w swoje przeciwieństwo, zaczynają szkodzić. Prawom człowieka i obywatela muszą towarzyszyć prawa państwa, ale także obowiązki człowieka i obywatela, także obowiązki państwa.

Prawa człowieka dziś obejmują także prawo do miękkich narkotyków. Argumentacja zwolenników jest dla mnie nie do przyjęcia, ale, sądzę, że istnieje proste lekarstwo na ich zapędy. Otóż ministerstwo zdrowia powinno podać do publicznej wiadomości listę chorób będących bezpośrednim następstwem zażywania narkotyków, których nie obejmie leczenie ze środków społecznych. Podobne listy można stworzyć dla papierosów i alkoholu.

Janusz Korwin-Mikke zżyma się na pasy bezpieczeństwa – proszę bardzo, tyle, że ich brak powinien oznaczać leczenie skutków wypadku na koszt poszkodowanego.

Wydaje mi się, że w trosce o pojedynczego człowieka zaczęto posługiwać się zbyt daleko idącymi stereotypami i schematami. Ma to niekiedy formę uszczęśliwiania na siłę.

7. Czy dziecko powinno być własnością rodzica w kwestii jego wychowania? Czy może na przykład nauczanie religii powinno być dozwolone od 18 lat bez względu na opinię rodziców? Co ze skrajnymi przypadkami – religijne obrzezania dzieci, zakaz transfuzji krwi u Świadków Jehowy, nieletnie prostytutki świątynne, Amisze odrzucający współczesność także w imieniu swoich dzieci etc.?

Trudno odbierać dzieci rodzicom, poza przypadkami patologicznymi, w tym celu, aby wpoić im inny system wartości, niż ten, który wyznają rodzice. W tym sensie, dziecko dość długo pozostaje ich ‘własnością’. W naszym systemie cywilizacyjnym, dzieci zazwyczaj dość szybko mogą się skutecznie odwrócić od norm wpajanych im przez rodziców, czasem także w niewłaściwym kierunku.

Jeśli chodzi np. o transfuzję krwi, to należy wprowadzić prawo pozbawiające rodziców dowolnego wyznania prawa decydowania o sposobie leczenia, zwłaszcza niemowląt czy kilkulatków.

Nie wiem czy w Polsce występuje prostytucja świątynna, ale w żadnym wypadku nie może być tolerowana. Żyć bez prądu, gazu i telewizji może w zasadzie każdy, kto na to ma ochotę, więc z Amiszami chyba kłopotu specjalnego nie ma, poza zdrowotnym, ale tu postępowałbym tak jak w przypadku transfuzji.

Gorzej z obrzezaniem chłopców, bo wychodzi na jaw, jak mi się zdaje, dość późno. Jest to dla mnie tradycja irracjonalna, ale grożenie karami niczego nie zmieni, bo są nie do wyegzekwowania. Natomiast obrzezanie dziewcząt powinno być w Polsce zakazane (nie wiem czy już istnieje taka potrzeba) i ścigane z urzędu. Tylko jakie konsekwencje mieliby ponieść dokonujący tego? Wydaje mi się, że osoba dokonująca fizycznie zabiegu powinna być karana ostrzej, także ci, którzy wywierali nacisk na rodziców, tzn. jacyś szamani czy przywódcy plemienni, jeżeli takowi w naszym kraju występują.

Żądanie od szkoły aby wychowywała albo naprawiała to, co psuje skutecznie dom i rodzina, jest nieuzasadnione. Szkoły pozbawiono praktycznie wszelkich środków dyscyplinujących. Za moich czasów, urzędowe przeniesienie ucznia ze szkoły do szkoły, było poważną karą, którą braliśmy pod uwagę w swoich wygłupach.

Inna sprawa, że dziś dzieci są pozbawione wielu swobód, które były w naszym zasięgu. Można było biegać po jakichś ruinach, zakamarkach, strzelaliśmy z kluczy, zabawa dziś zupełnie nieznana, kąpaliśmy w niedozwolonych miejscach, bójki były niejako na porządku dziennym. Niektóre zabawy ocierały się swym ryzykiem o możliwość kalectwa albo i czegoś gorszego. W ten sposób jednak rozładowywaliśmy swoje stresy, których wtedy także nie brakowało. Czym je dziś zastąpić, tego nie wiem.

8. Co sądzisz o feminizmie, walce o prawa kobiet? Czy uważasz, iż w Europie prawa kobiet są już zrównane z męskimi, czy też nie? Czy uważasz, że potrzeby kobiet i mężczyzn są podobne? Czy istnieje kobiecy punkt widzenia marginalizowany do tej pory przez patriarchalną kulturę na przestrzeni dziejów?

Popieram walkę kobiet o ich prawa. Problem leży, jak mi się zdaje, w edukacji chłopców i dziewcząt.

Co do istnienia kobiecego punktu widzenia, to nie mam zdania, w każdym razie taki punkt widzenia, jaki prezentuje Julia Krysteva uważam za idiotyczny, pozbawiony jakiegokolwiek sensu.

Propozycje, czy wręcz żądania, stworzenia form żeńskich dla niektórych funkcji, np. ministerka, filolożka, magisterka itp., trochę mnie śmieszą, ale jeżeli się przyjmą, staną się normą i problemu nie będzie.

9. Co sądzisz o walce o prawa osób homoseksualnych? Jak duży to problem? Czy pary homoseksualne mogą wychodzić za siebie, czy mogą adoptować dzieci?

Nie mam pojęcia, czy problem homoseksualizmu jest dużym problemem. Uważam, że prawo do ‘związków partnerskich’ jest prawem oczywistym, nie nazywałbym tego małżeństwem, ale nie widzę w tym nic nadzwyczajnego, a skutki społeczne stworzenia takiego prawa wydają mi się korzystne.

Co do adopcji dzieci, nie mam zdania, wynik wychowawczy zależałby chyba najbardziej od reakcji otoczenia wobec takiego dziecka, a ta reakcja może być wroga, przynajmniej w naszym, „światłym, tolerancyjnym, przepełnionym miłością bliźniego społeczeństwie”.

A skoro jesteśmy przy małżeństwach, to miałbym pewną propozycję dotyczącą rozwodów. Wydaje mi się, że rozwód, w przypadku zwłaszcza małżeństw bezdzietnych lub takich, w których dzieci są pełnoletnie albo tuż przed jej osiągnięciem, nie powinien być przedmiotem żadnego postępowania sądowego, tylko obopólnej zgody wyrażonej przed urzędnikiem stanu cywilnego. Kwestie majątkowe niech sobie rozwiązują przed sądem, jeżeli inaczej nie potrafią.

10. Co sądzisz o zagadnieniach związanych z ochroną środowiska?

Oczywiście, że środowisko naturalne należy chronić. Codziennie chodzę na dwugodzinną wycieczkę do lasu i codziennie wynoszę z niego torbę śmieci, głównie torebek plastikowych, ale ostatnio oponę oraz styropianowe opakowanie od telewizora. Zrozumienie, dlaczego ktoś to wywiózł kilka kilometrów od osiedli ludzkich do lasu przerasta moje możliwości umysłowe.

Jeżeli chodzi o źródła energii, to jestem zwolennikiem energii atomowej jako głównego jej źródła. Pozostałe, tzn. węglowe czy choćby na drewno lub słomę, wiatrowe, wodne, słoneczne, powinny stanowić uzupełnienie, a proporcje wynikać z lokalnych warunków.

Nie sądzę, aby efekt cieplarniany był zagrożeniem, które można zlikwidować walcząc z dwutlenkiem węgla, podatkami, itp. działaniami. Skłaniam się ku tezie, że jest to zjawisko naturalne, które trzeba polubić. Czy w przyszłości trzeba będzie kontynenty otaczać np. dziesięciometrowym albo wyższym murem, tego nie wiem, ale dopuszczam i taką myśl. Może trzeba będzie wyspiarzy z Pacyfiku osiedlić gdzieś indziej – możliwe, że trzeba będzie to zrobić.

Dziś, na szczęście, przemysł nie rozbudowuje się zupełnie ‘na dziko’, przynajmniej w Europie, więc problem jego współistnienia ze środowiskiem naturalnym nie jest aż tak konfliktowy jak dawniej, biorąc to zagadnienie całościowo. Gorzej zapewne jest w Azji, głównie ze względów ilościowych.

Pojedynczy obywatel patrzy na świat jednak poprzez swój portfel, jeżeli więc Chińczycy czy Hindusi będą produkować taniej kosztem swojego środowiska, to ich towary znajdą nabywców. Tyle, że ich środowisko naturalne jest częścią naszego. Jest to globalny węzeł gordyjski.

Mam nadzieję, bo nic innego nie mam, że postęp techniki w rozsądnym czasie zmieni tę sytuację i tamte kraje wejdą niebawem na ścieżkę ‘odprzemysławiania’, tzn. miarą ich rozwoju przestanie być jedynie ilość wydobytych i spalonych ton węgla oraz wytopionej stali.

Dużo mogliby tu zrobić politycy, ale zła wola współzawodniczy tu często z głupotą.

Żywność GMO, ale także leki, zapewne i niektóre organy, są w tej chwili jedynym sensownym rozwiązaniem, choć jeszcze sensowniejszym byłoby połączenie ich uprawy z ograniczeniem rozrodczości, czyli edukacja mieszkańców Afryki i Azji. Tu na przeszkodzie stoi tradycja i często wręcz głupi w swym zachwycie i bezkrytycyzmie stosunek niektórych grup społecznych dla anachronizmów prezentowanych przez społeczeństwa trzeciego świata i nie tylko. Chodzi mi głównie o tzw. tolerancję dla różnorodności.

Jeżeli żądamy godziwych warunków życia i śmierci dla zwierząt rzeźnych, to nie można godzić się na corridę czy rytualny, krwawy ubój zwierząt, motywowany tradycją, a jeszcze mniej na kaleczenie ludzi, niekoniecznie obrzezanie, ale i pierścienie na szyjach, rozciąganie uszu czy warg, tatuaże i okaleczenia.

Nie da się zwalczyć takich tradycji bez jednoczesnego zwalczania nadmiernej rozrodczości, której następną konsekwencją jest niszczenie środowiska ale i samobójczy w tym wypadku protest przeciw GMO, podyktowany brakiem samodzielnego myślenia.

Ruchy, zwane nie wiadomo dlaczego – ekologicznymi, w większości są szkodliwe, antynaukowe i w ostatecznym rachunku – antyludzkie. Często ich propaganda i proponowane rozwiązania są bardzo wątpliwe co do sensu ‘ekologicznego’.

Oczywiście, jestem za naukowym podejściem do każdego problemu i uwzględniania np. przy budowie czy to zapory, czy to elektrowni albo autostrady, skutków dla środowiska i szukania sposobu pogodzenia ognia z wodą, ale niech to robią w miarę obiektywni uczeni a nie nawiedzeni ideolodzy.

11. Jaki jest twój stosunek do Unii Europejskiej, jesteś za, czy przeciw? Czy powinna być Stanami Zjednoczonymi Europy z rządem europejskim jako główną instancją, czy luźnym stowarzyszeniem? Czy ogólnie uważasz, iż warto, by kraje świata się jednoczyły, czy też cenisz wyżej wartości nacjonalistyczne i (lub) patriotyczne?

Jestem zwolennikiem Unii i bez wahania poparłbym nawet likwidację dzisiejszych państw narodowych, a przynajmniej stopniowe ograniczanie ich kompetencji.

Tzw. wartości narodowe, patriotyczne, uważam za anachronizm, i to szkodliwy. Wystarczy, że obywatel z własnej woli nie wchodzi w konflikty z prawem, płaci podatki zgodnie odpowiednie do swoich dochodów, nic więcej nie należy od niego wymagać.

Przykładem takiej szkodliwej tradycji jest mit ‘ciężkiej pracy górniczej’. Węgiel już dawno przestał być bogactwem narodowym, z gospodarczego punktu widzenia, jest on coraz cięższą kulą u nogi, zaś górnicy i spora część reszty obywateli, na tyle uwierzyli w tę propagandę, że stali się znaczącą siłą polityczną, nieomal zbrojną, z którą nie wiadomo co począć.

Gdyby wierzyć temu, co sami o sobie mówią, czasem wspierani przez bezkrytycznych chwalców, to Śląsk powinien być oazą praworządności, wzorcem pracowitości i wartości rodzinnych. Jest zaś taki, jak cała reszta kraju.

Tak patrząc, dziwią mnie ruchy separatystyczne w dość dobrze i sensownie urządzonych państwach, łącznie z naszym. Zazwyczaj podejrzewam, że ich inicjatorzy widzą się premierami czy prezydentami tych nowych państewek i do tego sprowadzają się ich programy polityczne, ewentualnie do rozbudzania egoizmu, w każdym razie o żadnej ‘solidarności’ nie ma mowy.

Patriotyzm z jego wizją śmierci na polu chwały, w rzeczywistości bezsensownej i podłej, jest czymś co powinno wzbudzać sprzeciw. Na szczęście młode pokolenie ma na te sprawy sensowniejsze spojrzenie, bo to co proponują starsi panowie, a niekiedy także panie, jest beznadziejne w swej wymowie.

Stany Zjednoczone Europy, czy jak się ten twór kiedyś tam nazwie, są koniecznością, choć trzeba będzie trochę na nie jeszcze poczekać, trudno też wyrokować, jakie konkretne formy organizacyjne przyjmie. Tego procesu nie można jednak przyspieszać, musi on stać się potrzebą polityczną każdej nacji, aby odniósł sukces. Przypuszczam, że podobnie jak z powstawaniem Unii, znajdzie się kilka odważnych państw, które powołają wspólne państwo a tym samym wspólny rząd i dadzą dobry przykład. Wydaje mi się, że głównym czynnikiem integrującym będzie wspólna gospodarka.

Nie mam natomiast nic przeciw kultywowaniu najbardziej choćby oryginalnych obyczajów czy języka. Chcą mówić po kaszubsku czy alzacku, niech sobie mówią. Jednak niech nie wymagają aby im matematykę czy chemię wykładać w tym języku.

12. Co sądzisz o: aborcji, eutanazji, in vitro?

Jestem za dopuszczalnością aborcji, zwłaszcza ze względów społecznych, czy z powodu gwałtu, kazirodztwa, itp. Oczywiście, nie uważam tego za metodę antykoncepcji, dlatego trochę rażą mnie np. ekshibicjonistyczne wynurzenia niektórych pań, co do liczby zabiegów, którym się poddały. Nie świadczy to dobrze ani o nich, ani o ich partnerach, takie jest moje zdanie.

Eutanazja powinna zostać zalegalizowana, oczywiście w zgodzie z prawami człowieka. Musi to być świadomy, dobrowolny wybór.

In vitro powinno być zalegalizowane i wspierane w takim sensie, w jakim wspierana jest każda nowa metoda leczenia. Czy powinno być finansowane przez państwo – to zależy od zasobów finansowych państwa.

13. Na ile ważny jest dla ciebie rozwój nauki? Czy zgodziłbyś się na większe obciążenie fiskalne w tym celu? Czy ograniczyłbyś w tym celu świadczenia socjalne, gdybyś był politykiem?

Rozwój nauki jest dla mnie najważniejszym priorytetem. Proponowałbym zmniejszenie nakładów na obronę w celu uzyskania dodatkowych środków na ten cel jako główną metodę działania.

Osobną kwestią jest pytanie o to, które kierunki badań należy wspierać. Dotychczasowy rozwój świata wskazuje na fizykę, chemię, biologię, medycynę jako główne, także matematykę. Mam także wrażenie, że coraz większego znaczenia nabiera psychologia, która wpływa na rozwój innych nauk, choćby medycyny czy informatyki. Nie chcę wdawać się w szczegóły, bo inni zrobią to lepiej, nie mam nic przeciw wspieraniu nauk humanistycznych, choć na teologię nie dałbym złotówki, natomiast historykowi teologii już tak, nawet gdyby był biskupem. Wiem, że trudno jedno odróżnić od drugiego. Ilu będzie teologów, psychologów a ilu matematyków czy chemików, zależeć będzie od rynku pracy. Studia powinny zapewniać zdobycie pewnego obiektywnego, naukowo uzasadnionego spojrzenia na świat, i to bez względu na profil, ale rodzaj wykonywanej po ich ukończeniu pracy nie może być przez to determinowany. Znam inżyniera budowlanego, który doskonale odnalazł się w finansach, mechanika, który jest znakomitym tłumaczem i wuefistę, który z kolei z powodzeniem działa w informatyce.

Zamiast wprowadzać nowe obciążenia fiskalne na rzecz nauki czy ograniczać świadczenia socjalne, lepiej byłoby wprowadzać zachęty. Nie mam specjalnie oryginalnego pomysłu, na czym miałyby one polegać, ale jestem większym zwolennikiem marchewki niż kija. Może celowe byłoby zwalnianie firm innowacyjnych od podatków, bo jeśli stworzą one popyt na jakieś nowe dobra, to VAT ten problem załatwi. Dopiero przekroczenie jakiegoś, raczej dość wysokiego progu dochodu, powinno skutkować pojawieniem się podatku liniowego od przewyżki. Urzędy skarbowe, literalnie acz bezmyślnie wypełniając swe obowiązki, nałożone na nie przez posłów bez wyobraźni, zrobią wszystko, aby zniechęcić do działania.

Rozwój nauki rozpoczyna się jednak w szkołach podstawowych i kontynuowany jest w średnich. Myślę, że powinno tu być nawet nieco wymuszane, sprzężenie zwrotne i to dodatnie. Szkoły średnie powinny także rozbudzać ambicję zdobywania wiedzy. Ja miałem szczęście chodzić do szkoły, w której uczyli także pracownicy politechniki, a było to w latach 50. To dzięki nim wszyscy z mojej klasy, którzy zdali maturę, pokończyli studia. Dziś, mimo znacznie łatwiejszego dostępu do takich ludzi, szkoły średnie nie korzystają z tego w takim stopniu, w jakim mogłyby. Mało tego, rozpanoszenie się religii sprawiło, zresztą za przyzwoleniem państwa i konformistycznych rodziców, że szkoły stały się miejscem wychowywania ludzi intelektualnie obłudnych. Nie można pod jednym dachem, bezkarnie, nauczać prawd naukowych, wątpliwych lecz sprawdzalnych i prawd teologicznych, absolutnych i równie absolutnie niesprawdzalnych.

14. Czy państwo powinno wspierać kulturę?

Oczywiście, tylko co to jest kultura?

15. Czy państwo powinno wspierać sport i rekreację?

Sport oczywiście, rekreacja jest trochę ogólnym sformułowaniem, więc nie wiem, jak odpowiedzieć. Gdyby to chodziło o wakacje dla młodzieży – to tak.

16. Jak daleko powinna sięgać wolność słowa? Czy istnieją treści, które powinny być zakazane?

To jest problem. Jak już napisałem, nie jestem zwolennikiem zbyt daleko idących tzw. swobód obywatelskich, dotyczy to także wolności słowa.

Do pewnego czasu wydawało mi się, że wystarczającym ogranicznikiem są poczucie przyzwoitości, czyli ‘dobre wychowanie’, w moim rozumieniu poczucia przyzwoitości mieści się także niewygadywanie głupstw na tematy, o których nie ma się pojęcia. Dlatego wizja samolotu jako narzędzia do karczowania lasu itp., także zatrudnianie różdżkarza do odpromieniowania sejmu, jasnowidza jako pomocnika policji itp. wykraczają poza to rozumienie.

Drugim ogranicznikiem powinno być zdawanie sobie sprawy ze skutków pisania czy gadania. Czasem może to być trudne, ale język zna formy, które umożliwiają sensowne wyrażenie nawet najcięższych zarzutów. Dlatego nawoływanie do przestępstwa lub stawianie gołosłownych zarzutów powinno być tępione, niekoniecznie od razu metodami policyjnymi czy sądowymi.

Przykłady można bez trudu podać. Czytając np. to co wypisywał „antykomor”, nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że mam do czynienia z człowiekiem chorym, co nie znaczy, że należy pominąć milczeniem tego typu ‘publikacje’. Gorzej, gdy człowiek szanowany choćby z racji tytułu Profesora, mówi o ‘pornogrubasie’ itp. Wypadałoby go spoliczkować, ale wtedy paragrafy się znajdą, choćby z racji immunitetu.

Bez sensu jest, moim zdaniem, awantura o „Mein Kampf” jeżeli pozwala się na publikacje Leszka Bubla (może Bubela). Ale skoro zlikwidowano urząd na Mysiej, to kto miałby to robić.

A wolność słowa to również prasa i TV, w szczególności zachowanie się dziennikarzy, także treści kazań i homilii. Pół biedy, kiedy są to idiotyzmy, ale druga połówka biedy, to ta, że nie każdy te idiotyzmy zauważa, dla niektórych jest to święta prawda.

Tak więc zwalczałbym, bo trudno zakazywać, chyba, że przez sąd, treści nacjonalistyczne, antysemickie czy rasowe, nawołujące do przemocy, nawet jeśli chodzi ‘tylko’ o kiboli.

W przypadku, gdy zarzuty okażą się gołosłowne, bezpodstawne, powinny grozić sankcje, raczej materialne niż ograniczenie wolności.

Wolność słowa tak – ale w połączeniu z odpowiedzialnością za słowo.

Przykładem braku odpowiedzialności za słowo jest dla mnie ‘śledztwo dziennikarskie’ i heca z Rywinem, także komunikat sprzed paru lat o odkryciu francuskich rakiet na terenie Iraku, a najnowszym to chociażby tytuł artykułu o oddziale onkologii dziecięcej CZD. Jest tych przykładów więcej, niektóre obnażają tylko poziom dziennikarzy, inne szkodzą ludziom, czasem państwu.

Podobnie było z tym ‘dziennikarzem’, bodaj że z Jeleniej Góry, który szkalował jakąś osobę urzędową z prywatnych pobudek, a kiedy przegrał protest, od razu odezwał się w jego obronie chór obrońców słowa. O oszkalowanym urzędniku nikt się nawet nie zająknął.

Albo inny przykład. Mam tytuł – w roku ubiegłym wykonano na świecie ponad 600 egzekucji, a niżej tekst na temat nieludzkiego prawodawstwa. Nie ma jednak w nim słowa ilu swoich bliźnich i w jaki sposób ci ‘nieszczęśnicy’ pozbawili życia. Brak tu nawet próby wyważenia proporcji.

Matka mordercy, który być może w chwili skruchy popełnił samobójstwo, lamentuje oskarżając wszystkich winą za śmierć jej ukochanego syna, bo ‘on tak kochał życie’. Dziennikarz nie ma jednak dość refleksu, albo ochoty, by zapytać – czyje życie tak kochał? Jest więc to problem i wolności słowa, i jakości dziennikarzy i praw człowieka.

17. Media mają ogromny wpływ na rzeczywistość. Czy są dobre? Czy istnieje możliwość stworzenia warunków pod lepsze media za pomocą lepszych regulacji prawnych?

Media są takie jacy dziennikarze, a ci tacy, jakich dobierają sobie szefowie. Przepisy na nic nie wpłyną, bo co zrobić z dziennikarką, która dyskutuje z numerologiem, traktując go nieomal jak laureata Nobla. Przecież to jest instytucja prywatna, a tam można wygadywać i pokazywać co się chce. Natomiast TV publiczna, niby państwowa, nie jest zainteresowana sprawami państwa, zresztą, które sprawy miałyby nimi być. Zakres spraw państwowych znacznie się skurczył i będzie kurczyć się nadal, co akurat uważam za objaw pozytywny.

Jak odróżnić lepsze media od gorszych – nie wiem. Ale jak odróżnić kiepskiego dziennikarza od dobrego, wydaje się, że wiem, ale ja mogłem czytać teksty Broniarka, Kapuścińskiego, Kałużyńskiego, Urbana, Passenta, Giełżyńskiego i jeszcze paru innych, czasem można ostatnich z nich spotkać u p. Paradowskiej. Natomiast dzisiejsi 30-latkowie już tej możliwości nie będą mieli, są zdani na (nie będę jednak wymieniał nazwisk).

18. Co sądzisz o emigracji do krajów europejskich? Czy imigranci z państw muzułmańskich są problemem? Co może zapewnić lepszą ich integrację, jeśli zauważasz taką potrzebę?

O emigracji Polaków do krajów europejskich sądzę to samo, co do azjatyckich czy amerykańskich – kto chce, niech jedzie. Jeżeli pytanie dotyczy przybyszów do Polski, to również nie widzę większych problemów. Problemy mogą być, jeżeli zaczną tworzyć się getta, co chyba już ma miejsce.

Prawo powinno być twarde ale i sensowne. Każdy wjeżdżający powinien wskazać cel przyjazdu i udokumentować posiadanie źródła utrzymania, mogą to być koledzy, rodzina albo własne pieniądze. Każdy powinien także wiedzieć, że musi przestrzegać polskiego prawa i polskich norm obyczajowych, np. może przywieźć tylko jedną żonę, obowiązuje strój na tyle odkryty, że umożliwia identyfikację, itp. Przemytnicy narkotyków powinni być niejako wyjęci spod prawa, ale w sposób, który będzie przydatny dla policji. Jedni nie wypuszczani poza teren lotniska czy przejścia granicznego, inni wpuszczani na tyle sprytnie, aby prowadzili do odbiorców lub dostawców. To są sprawy operacyjne.

Kto zechce ten się zintegruje, kto nie zechce, tego nie skłonią ani przepisy, ani rzeczywistość. Integracja natychmiastowa nie jest możliwa, nie jest też konieczna, choć, w dalszej perspektywie byłaby pożądana, wystarczy, żeby nie wchodził w konflikt z prawem, przynajmniej ze złej woli, nie mam na myśli jakichś nieporozumień sytuacyjnych.

Powinniśmy wszystkimi sposobami zachęcać do przyjazdu do naszego kraju uczonych i przedsiębiorców, szczególnie polskiego pochodzenia (odrobina nacjonalizmu i patriotyzmu w tym miejscu nie powinna zaszkodzić), stwarzać im warunki do pracy lub działalności produkcyjnej. Może nauczyliby nas czegoś nowego, innego spojrzenia na świat.

Zdaje się że prof. Szymborski proponował by do polski przyjąć milion amerykańskich emerytów, najlepiej tych z wyższymi emeryturami, a do USA wyeksportować milion polskich bezrobotnych. To ruszyłoby gospodarki obu państw. Dobrze byłoby też zaimportować purytanów i kwakrów, nawet Amiszów (Bieszczady stoją jeszcze otworem) aby nauczyli nas innego stosunku do pracy.

Jak na razie imigranci muzułmańscy nie wydają mi się problemem, ale ilość wpływa na jakość, więc mogą być. Jestem za wybiórczym stosowaniem prawa, niestety. Zjawiali się przecież w Polsce różni imamowie, przynajmniej tak donosiła prasa, którzy usiłowali polskich muzułmanów ‘uświadamiać’. Na szczęście, nie znaleźli tu podatnego gruntu. Jednak łatwiej jest nie wpuścić niż potem wyrzucić.

Ostrożnie podchodziłbym także do różnych uchodźców, niby politycznych, a zwłaszcza ich przeszłości. Czasem zastanawiam się, skąd ci emigranci wzięli po kilka tysięcy dolarów na opłacenie różnych przemytników, czasem legalnych przewoźników, zarabiając kilkadziesiąt dolarów miesięcznie. Jestem przekonani, że niektórzy to po prostu ‘działacze’ mafijni.

Natomiast podejście naszych urzędów do problemu dzieci, czasem porzuconych albo sierot, bywa zawstydzające, także jeśli chodzi o adopcję polskich dzieci przez obcokrajowców. Nie chodzi mi o bezgraniczną naiwność i łatwowierność, ale motywacja braku zgody na adopcję względami patriotycznymi, to zakrawa na kompletny idiotyzm.

19. Czy obce państwo może ingerować w politykę drugiego państwa z uwagi na łamanie praw człowieka?

Od tego są dyplomaci, aby w uzasadnionych przypadkach zwracali swoim partnerom uwagę na różne aspekty polityki. Najlepszym przykładem jest Białoruś. Są metody aby wyjaśniać ambasadorowi i rządowi tego miłego kraju, że nie wszystko nam się podoba, zbyt natarczywe działania jednak odradzałbym. Myślę, że polska dyplomacja sprawuje się właściwie pod tym względem.

Oczywiście, musimy się zgodzić i na to, że ktoś nam będzie zwracać uwagę, a to nie przychodzi łatwo, czasem jest nawet irytujące. Szczególnie Amerykanie mają skłonność do wystawiania wszystkim różnych cenzurek, nie bacząc specjalnie na to, co dzieje się na ich własnym podwórku. Ale oni mogą sobie na to pozwolić, bo są krajem potężnym.

20. Dopisz uwagi, które nie wynikają z powyższych pytań, a które są istotne dla twojego światopoglądu.

Wydaje mi się, że zakres pytań jest zbyt rozległy, ale nie stanowi to większej przeszkody w udzielaniu odpowiedzi.

——-

Jerzy Skoracki o sobie: lat 71, dr n.t. (chemik), 32 lata pracy w przemyśle, 13 na uczelni, obecnie emeryt, członek Polskiego Towarzystwa Historycznego, II nagroda w konkursie Muzeum Historii Polski „Antytechnika w PRL”, autor publikacji naukowych dotyczących historii przemysłu włókien chemicznych.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

EnglishUkraine