Nie byłoby Narodowego Forum Muzyki we Wrocławiu jakie znamy i cenimy, gdyby nie Andrzej Kosendiak. Wprawdzie opuścił on centralne stanowisko w tej placówce, ale pozostał przy tym, co najważniejsze, czyli przy muzyce. Przyszłą Wratislavię Cantans to właśnie on będzie układał i ożywiał. Już teraz cieszę się na ten program, który zobaczymy za kilka miesięcy. Jednak najważniejszą aktywnością Maestro Kosendiaka jest przywracanie komnatom naszego muzeum wyobraźni muzyki staropolskiej. Koncerty i starannie wydane płyty stały się nieodzowną częścią wrocławskiego i ogólnopolskiego życia muzycznego. Aby dodać sobie energii do pisana tej recenzji sięgam właśnie po lśniącą złotem płytę z muzyką Marcina Józefa Żebrowskiego, którą przyozdabia cechujący całą serię słoneczny motyw i linia z autografem kompozytora. Będę zresztą o nim pisał, bowiem zajął on połowę sobotniego koncertu (9.11.2024) wyrażając swoimi dziełami żywioł barokowy. Obok niego rozbrzmiewał współczesny mu żywioł klasycyzmu w postaci Missa ex D Józefa Zeidlera. 

Zeidler urodził się w miejscowości nieopodal Leszna. Ślady jego działalności znamy między innymi z klasztoru oo. filipinów na Świętej Górze nieopodal Gostynia, który to był podówczas jednym z najważniejszych ośrodków muzycznych w Rzeczpospolitej. Do dziś pamiętam, jak ogromne wrażenie wywarło na mnie pierwsze zetknięcie się z tą muzyką. Było to w ramach festiwalowej serii fonograficznej Musica Sacromontana ukazującej złote lata owego gostyńskiego ośrodka. Zeidler dawał się zauważać na tych płytach, a to dzięki niezwykle melodyjnej i świetlistej muzyce, która odchodziła od klasycystycznego uniwersalizmu w stronę brzmień zainspirowanych muzyką polską. Zaskoczyła mnie niebanalna jakość tych dzieł, nie ustępująca wielu cenionym twórcom doby klasycyzmu, a jednocześnie inna, specyficzna, pełna własnego charakteru, co wielu twórców tej epoki zatraciło na rzecz budowania wspólnego muzycznego języka, który najlepiej uchwycili w potężne twórcze ręce Haydn, Mozart i Beethoven. Gdyby nie oni, mielibyśmy wrażenie ogromnej unifikacji języka twórczej epoki, unifikacji nieco podobnej do tego, co miało miejsce w dobie odrodzenia, gdzie nie zawsze łatwo odróżnić od siebie stylistykę najwybitniejszych twórców, choć ogólny poziom muzyczny był w tej epoce bezprecedensowo wysoki. Niektórzy twierdzą, że takie stylistyczne unifikacje wynikają z tworzenia nowego języka muzycznego epoki, na tyle wyrazistego i mocnego w swoich zasadach, że zaciera on indywidualności poszczególnych twórców. A jednak Zeidler, podobnie jak Soler czy Carl Filip Emanuel Bach zachował w tym wszechogarniającym oceanie nowości specyficznego, własnego ducha. 

Tworząc Missę ex D Zeidler był u początków swojej twórczej drogi. Miał zaledwie 25 lat i w związku z tym jego dzieło pełne jest wirtuozowskich, popisowych elementów. Jednocześnie pewna fantazyjność tego utworu nie pozwala mu uzyskać znanego z późniejszych kompozycji elementu monumentalizmu. Istotne są raczej kontrasty i błyskotliwe pomysły, co ma oczywiście swój ogromny urok. Utwór miał swoją prapremierę w 1769 roku.  W Polsce skończył się wtedy okres panowania Sasów i od pięciu lat rządził krajem Stanisław August Poniatowski, bezsilny politycznie, promujący za to skutecznie kulturę oświecenia. Zbliżały się rozbiory, jednak w mszy Zeidlera dominuje twórczy optymizm. Jej klasycyzm ma w sobie dużo świeżości, jednak, co ciekawe, nie ma w sobie zbyt wiele barokowych ech. Znacznie więcej znajdziemy ich choćby w utworach Mozarta, co im zresztą pięknie służy.

Andrzej Kosendiak i Wrocław Baroque Ensemble wykonali to dzieło z dużą ekspresją i energią. Słychać było, że z przyjemnością zanurzają się w tej pięknej muzyce i chętnie wydobywają z niej rozmaite skarby i smaczki. Co ciekawe, w partii skrzypiec grali tylko Zbigniew Pilch i Mikołaj Zgółka, zamieniając ją w skrzące się, zwiewne concertino. Jednak momentami słychać było monumentalną architekturę partytury i zastanawiałem się, czy oryginalne instrumentarium prapremiery było rzeczywiście tak kameralne. Cóż, mieliśmy też ośmiu solistów – śpiewaków realizujących cztery głosy, czasem wspólnie, czasem solowo. 

Pełny skład wykonawców wyglądał następująco:

Andrzej Kosendiak – dyrygent 

Wrocław Baroque Ensemble: 

Aldona Bartnik, Aleksandra Turalska – soprany 

Daniel Elgersma, Piotr Olech – kontratenory 

Maciej Gocman, Vojtěch Semerád – tenory 

Tomáš Král, Jaromír Nosek – basy 

Zbigniew Pilch, Mikołaj Zgółka – skrzypce 

Fruzsina Hara, Emilio Botto – trąbki   

Přemysl Vacek – teorba   

Jakub Kościukiewicz – wiolonczela 

Julia Karpeta – violone 

Marta Niedźwiecka – pozytyw

Jak zwykle urzekali soliści, świetna była sekcja basso continuo, grająca jak jeden instrument. Znów zachwyciła mnie świetlistość faktur muzycznych Zeidlera, pewność muzycznego konturu, jak i łagodne zanurzenie tego całego świata w lokalnej muzyce.

W drugiej części koncertu usłyszeliśmy Vesperae in Visitatione Beatae Mariae Virginis Marcina Józefa Żebrowskiego, gdzie świat czystego baroku łączył się z asymetrycznym żywiołem rokoka i z rozpoczynającymi poszczególne psalmiczne sekcje utworu fragmentami chorałowymi. Bogactwo wyobraźni i pewność twórcza Żebrowskiego zapewniły nam fascynującą podróż przez czas i znaczenia. Było w tym sporo erudycyjności i swoistego horror vacui, lecz znów sięganie do lokalnego świata melodii zapewniło wszystkiemu lekkość i płynność. Twórczość Żebrowskiego jest bardzo ciekawa, o czym świadczą wcześniejsze przedsięwzięcia koncertowe i fonograficzne Andrzeja Kosendiaka i jego zespołów. Jest to jednocześnie zupełnie inny świat od tego najbardziej znanego jeśli chodzi o muzykę staropolską, czyli wczesno i dojrzało barokowego. O Żebrowskim wiemy bardzo niewiele. Żył w latach 1720 -1792, związany był z klasztorem jasnogórskim i zapewne z królem Stanisławem Augustem, gdzie być może był ceniony jako skrzypek określany mianem “Żebro”. To właśnie śmierć owego skrzypka wyznacza przyjmowaną przez badaczy datę śmierci Żebrowskiego. Nie ma jednak stuprocentowej pewności, czy rzeczywiście chodzi o tę samą osobę. Jakkolwiek by nie patrzeć, Zeidler i Żebrowski byli sobie współcześni i być może znali się nawzajem. A jednak ich muzyczne światy są inne, był to bowiem okres przenikania się baroku, rokoka (czy też stylu galant) i klasycyzmu. Jednocześnie światy obu kompozytorów miały też wiele cech wspólnych, wśród których można wymienić przede wszystkim zanurzenie w podobnych, czasem ludowych, inspiracjach muzycznych i w podobnych oczekiwaniach ich mecenasów i słuchaczy. Dlatego zestawienie tej twórczości na jednym koncercie miało jak najbardziej sens i zachęcało do porównań. 

Lubię koncerty na których piękno sztuki muzycznej łączy się z możliwością poznawania i odkrywania nowych światów. Andrzej Kosendiak i działający we Wrocławiu barokowcy są znakomitymi przewodnikami w tej podróży. Obok wspaniałych wieków XV, XVI, XVII w muzyce polskiej, których wartość jest niepodważalna i zatarta jedynie za sprawą wojen i późniejszego braku niezależności kraju, odradza się w naszej wyobraźni wiek XVIII, tak dobrze już znany z literatury, architektury i myśli społecznej oraz politycznej. To XVIII stulecie nadało rytm nowoczesnej kulturze polskiej, warto więc pytać o rolę w tym muzyki.  

Ps.: Jako, że nie dość wiele wiemy o kompozytorach Zeidlerze i Żebrowskim, postanowiłem na ilustracjach dać się ponieść wyobraźni wraz z SI.

FacebookTwitterEmailPinterestWykop

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

EnglishUkraine