Zważywszy na to, co dzieje się na świecie, 28 listopada 2024 roku we wrocławskim Narodowym Forum Muzyki odbył się naprawdę istotny koncert. Miał on znaczenie nie tylko polityczno – społeczne, ale również artystyczne. Zanim przejdę do tego drugiego znaczenia, muszę wspomnieć o tym pierwszym. Większość krytyków Izraela, których obecnie nie brakuje, nie dostrzega lub nie chce dostrzegać, że ten żydowski kraj nie prowadzi wojny ze swoimi sąsiadami, lecz broni się, jako niewielka enklawa, przed marzeniami świata islamu o odrodzeniu ortodoksyjnego kalifatu. Islam różni się od chrześcijaństwa czy na przykład hinduizmu. Dla ortodoksyjnego sunnity, a w islamie dominują sunnici, ważnym elementem religii są podboje proroka Mahometa i czterech pierwszych kalifów zwanych przez tę teologię „sprawiedliwymi”. W pierwszych wiekach islamu odbyła się gigantyczna militarna ekspansja wyznawców tej religii i jest ona dla sunnitów „święta”. Najechali oni głównie na terytoria osłabionego w tych czasach Bizancjum, zaś terytorium obecnego Izraela było jedną z pierwszych zdobyczy. Z punktu widzenia ortodoksyjnego muzułmanina sunnity pozostawanie jakiejkolwiek części zdobytych terytoriów w rękach władz nie wyznających islamu jest zatem herezją. Co ciekawe, również szyici, których głównym państwem jest Iran, ochoczo dołączają do chęci zniszczenia Izraela, choć akurat ich teologia pierwotnie zerwała z zależnością od polityki. Jest to pewien paradoks, który powinien stanowić wyzwanie dla odważnego badacza islamu, o ile takowy się znajdzie.

Jak wiemy, w całym świecie Zachodu walczący z Izraelem muzułmanie mają aktywne grono zwolenników, z których niektórzy chętnie powtarzają hasła o całkowitym zniszczeniu Państwa Żydowskiego. W miastach Europy dochodzi do licznych ataków na Żydów, z pogromem żydowskich kibiców w Amsterdamie na czele. Wielu lewicowo – liberalnych działaczy, polityków i intelektualistów usprawiedliwia atakujących Żydów i chętnie oskarża żydowskie ofiary. Widzimy, że na naszych oczach odradza się atmosfera z lat 30-ych XX wieku, kiedy to antysemityzm był obecny zdecydowanie nie tylko w Niemczech, choć to właśnie Niemcy doprowadzili go do granic znanego ludzkiej historii okrucieństwa i przemocy.

Dlatego warto wspominać twórczość żydowskich kompozytorów, która kwitła zanim doszło do Shoah i warto przyglądać się dziełom żydowskich twórców próbującym opisać zagładę. Jeszcze w latach 90-ych mogło się wydawać, że ludzkość w większości przerobiła ten temat, ale dziś doskonale widzimy, że to nieprawda.

Zespołu Art Chamber Ensemble wcześniej nie znałem i jest mi wstyd, bo jest to znakomita grupa trojga kameralistów, którzy grają na zaskakująco wysokim poziomie. Są też oni wykładowcami Akademii Muzycznej im. Karola Lipińskiego we Wrocławiu. Wpierw było Art Chamber Duo złożone z pianistki Julity Przybylskiej-Nowak oraz skrzypka Jarosława Pietrzaka. Jednym z pierwszych koncertów duetu był występ w 2010 roku podczas ceremonii wręczenia medali Sprawiedliwy wśród Narodów Świata, przyznawanych przez Instytut Yad Vashem. Natomiast formacja Art Chamber Ensemble zadebiutowała w 2013 roku w Żydowskim Instytucie Historycznym w Warszawie na koncercie upamiętniającym działalność Żydowskiej Orkiestry Symfonicznej w getcie warszawskim. Wiolonczelistka Agnieszka Kołodziej, która uczyniła z duetu trio jest związana z Łodzią i kształciła się między innymi w Queen Elisabeth Music Chapel. Jest to belgijska instytucja akademicka zajmująca się kształceniem artystycznym młodych muzyków, utworzona przez królową Elżbietę Belgijską i legendarnego skrzypka i świetnego kompozytora Eugène’a Ysaÿe’a. Znajduje się w Waterloo w Belgii. Powinniśmy więc raczej mówić Chapelle Musicale Reine Elisabeth lub Koningin Elisabeth Muziekkapel. Wśród absolwentów tej uczelni możemy wymienić takich znanych muzyków: skrzypków: Yossifa Ivanova, Estherę Yoo, Lorenza Gatto; Vinetę Sareikę – członkinię Artemis Quartet; sopranistkę Hendrickje Van Kerckhove; dyrygenta Emmanuela Krivine’a (który jest chyba najbardziej znany)  i pianistkę Plamenę Mangovą. Wymieniłem ich wielu, bowiem sztuka gry Agnieszki Kołodziej wręcz mną wstrząsnęła. Nie spodziewałem się takiej muzycznej uczty po osobie, która nie nagrała jeszcze setek płyt. Sądząc po entuzjastycznych reakcjach publiczności nie było to tylko moje subiektywne wrażenie. Agnieszka Kołodziej zagrała pełnym, głębokim, rasowym dźwiękiem, z wielką precyzją i ogromną ekspresją. Takie brzmienie jest niejako idealnym odpowiednikiem tego, jak powinna ukazywać się nam w przestrzeni wiolonczela.

Inni członkowie tria też byli świetni. Spodobała mi się wielobarwna i jednocześnie mocna i wyrazista sztuka pianistyczna Julity Przybylskiej-Nowak, a jednocześnie przejrzyste i jednocześnie nasycone brzmienie skrzypiec Jarosława Pietrzaka. Gdy tych troje muzyków zagrało we troje w II Trio fortepianowym „Silent Voices” współczesnego kompozytora amerykańskiego o żydowskich korzeniach Benjamina Leesa, to było naprawdę coś. Zdecydowanie jeden z najlepszych muzycznie momentów sezonu w NFM.

Repertuar przedstawiony na koncercie był odpowiednikiem płyty Their Voices nagranej przez Art Chamber Ensemble dla wydawnictwa Dux. Nie muszę dodawać, że w najbliższym czasie będę próbował ją gdzieś znaleźć, a będzie pewnie ciężko, bo i wy będziecie to robić. A więc usłyszeliśmy na koncercie (i usłyszymy na naszych płytach) następujące utwory:

J. Achron Melodia hebrajska na skrzypce i fortepian op. 33

J. Mendelson Sonata na skrzypce i fortepian

Sz. Laks Sonata na wiolonczelę i fortepian

J. Koffler Capriccio na skrzypce i fortepian op. 18 

B. Lees II Trio fortepianowe „Silent Voices”

Jak podaje program koncertu:

„Joseph Achron zapisał się na kartach historii jako doskonały skrzypek, ale i kompozytor. Od 1899 roku kształcił się w Konserwatorium w Petersburgu, zarówno w klasie skrzypiec zasłużonego węgierskiego mistrza Leopolda Auera, jak i w zakresie kompozycji pod kierunkiem Anatolija Ladowa. Kluczową rolę w jego twórczości odegrało jednak wstąpienie w szeregi Towarzystwa Żydowskiej Muzyki Ludowej. Melodia hebrajska na skrzypce i fortepian op. 33, która zabrzmi tego wieczoru, powstała w wyniku fascynacji Achrona muzyką religijną aszkenazyjskich Żydów, rozgłos zaś zyskała dzięki interpretacji legendarnego skrzypka, Jaschy Heifetza.”

Rzeczywiście utwór Achrona mocno nawiązywał do orientalnej melodyjności tradycyjnej muzyki żydowskiej, stawiając jednocześnie niemałe wyzwania skrzypkowi. Utwór miał swego czasu jednego z najlepszych możliwych ambasadorów, czyli Jaschę Heifetza. Tak pisano o jego grze tego dzieła w 1917 roku.

Gramophone Review (1917): „Interpretacja 'Hebrew Melody’ przez Heifetza jest kształtowana przez jego żydowskie dziedzictwo. Jego słynnie nieruchoma postura i nieprzenikniona, stoicka postawa jako wykonawcy dodają tej kompozycji wyjątkową głębię.”

Również Jarosław Pietrzak miał całkiem nieruchomą posturę i łączył stoicyzm z podskórną emocjonalnością. I też było bardzo pięknie, a doskonały akompaniament fortepianu dopełniał całej muzycznej konstrukcji.

Joachim Mendelson w latach 20-ych XX wieku wyjechał do Paryża, gdzie oczywiście przesiąkł neoklasycyzmem. Jednak jego sonata nawiązująca do polskich tematów muzycznych nie stała się przez to nudna i pastelowa (częsty wpływ ówczesnego Paryża). Neoklasycyzm był też bliski Szymonowi Laksowi, jednemu z tych kompozytorów, który powinien być wymieniany jednym tchem wśród największych kompozytorów polskich. Tu mieliśmy okazję zapoznać się z kunsztem wykonawczym Agnieszki Kołodziej, która nieco dziwnie ustawiła stojak z nutami. Otóż stanął on na podłodze, poza podwyższeniem dla muzyków i od oczu wiolonczelistki do nut było chyba z dwa metry! „Ta to musi być dalekowidzem!” – pomyślałem. Lecz cóż. Glenn Gould też miał ekscentryczne krzesełko z kolei. Postanowiłem mimo to sprawdzać, jak wiolonczelistka będzie przerzucać nuty. Niestety, jej gra tak mnie porwała, że w ogóle nie zwracałem na to uwagi i mam wrażenie, że ustawiła ten pulpit z nutami tylko proforma. Ta gra była doskonała. Pełna, dźwięczna, wyrazista, pełna ekspresji. Jakby odrodził się Roztropowicz, choć on chyba był jeszcze nieco bardziej romantyczny. To może Fournier? W końcu Laks też był neoklasycystą, choć oczywiście nie nudziarzem, jak większość z nich. Miałem wrażenie, że tak pięknego utworu tego kompozytora jeszcze w życiu nie słyszałem, lecz może po prostu chodziło o znakomite wykonanie, w którym pianistka miała nie mniejszy udział.

Śmiały awangardowy język Kofflera tym razem nie zwrócił mojej uwagi elementami dodekafonii, lecz bardzo ciekawym początkiem jego kaprysu, który zaczyna się w trakcie, jak muzyka mocno postmodernistycznych współczesnych kompozytorów. Było to bardzo nowatorskie, a muzycy ukazali to znakomicie.

Po takich wrażeniach nie spodziewałem się już wiele po Benjaminie Leesie, którego utwór napisany został specjalnie na koncert upamiętniający żydowskich muzyków zamordowanych podczas II wojny światowej, który odbył się w Muzeum Holocaustu w Waszyngtonie. Nie spodziewałem się i był to błąd. Utwór oparty na krótkim, inwokacyjnym motywie zrobił na mnie wstrząsające wrażenie. Rozwijał się bardzo logicznie i płynnie, jednocześnie nasączając się emocjami, które zamarły w grozie niesprawiedliwej śmierci. Doskonali muzycy tria uczynili z tego arcydzieła niezapomniany muzyczny spektakl. W ten sposób muzyka stała się elementem prawdy, otaczającej nas rzeczywistości, czymś co zostanie w nas na zawsze. To był niezapomniany koncert!

Benjamin Lees (1924-2010) był amerykańskim kompozytorem znanym ze swojego charakterystycznego stylu, który łączył klasyczne struktury z nowoczesnymi elementami. Jego najsławniejsze utwory obejmują:

IV Symfonię: Memorial Candles zamówioną przez Dallas Symphony Orchestra w 1985 roku, aby upamiętnić Holokaust.

V Symfonię: Kalmar Nyckel napisaną w 1986 roku na cześć założenia Wilmington w stanie Delaware.

Echoes of Normandy – kompozycję zamówioną przez Dallas Symphony Orchestra w 1994 roku, aby upamiętnić 50. rocznicę lądowania w Normandii.

Koncert na orkiestrę i chór dęty – wyjątkowe dzieło, które ukazuje jego umiejętność eksploracji kontrastów instrumentalnych i harmonicznych interwałów.

1 Koncert fortepianowy  – którego prapremiera odbyła się w 1955 roku i jest to jedno z jego wczesnych znaczących dzieł.

Dla osób, które chcą poznać jego twórczość (po wysłuchaniu płyty Art Chamber Ensemble „Their Voices” raczej nie będziecie mieli innego wyjścia), polecam zacząć od Koncertu na orkiestrę i chór dęty oraz od IV Symfonii: Memorial Candles. Te utwory są doskonałym przykładem jego dojrzałego stylu i tematycznej głębi. Już się cieszę na płytowe łowy, mam nadzieję, że wy też!

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

EnglishUkraine