Tak. Jest. W wielu powieściach i wykładach czytelnik lub słuchacz czeka na konkluzję podawaną mu po zapoznaniu się z fabułą lub dowodami. Podałem jednak odpowiedź na tytułowe pytanie na samym wstępie, gdyż nie można zakładać, że mieniąc się ateistą odstaje się od rzeczywistości. Od rzeczywistości, w której religia i wierzenia religijne są brakiem tej rzeczywistości.
A czy można zatem być bardziej lub mniej ateistą?
To pytanie bardzo mi przypomina coś dawno zasłyszanego… „im bardziej Puchatek zaglądał do środka, tym bardziej tam Prosiaczka nie było”. Niemożliwe jest bycie połowicznym lub ćwiartkowym ateistą, podobnie jak nie można mieć i zjeść ciastka, że jeszcze raz odwołam się do dawnych lat. Albo się jest ateistą w pełnym tego słowa znaczeniu, albo szuka się na określenia swojej postawy innej nazwy. Stwierdzenia tych, którzy mienią się ateistami, i wierzą w rzeczywistość, ale tak naprawdę zakładają , czy czegoś tam (w europejskich warunkach „tam” oznacza najczęściej świat pośmiertny) nie ma, jest raczej zaprzeczeniem ateizmu.
W otaczającej nas rzeczywistości zaczyna się pojawiać określenie „nowy ateizm”, które to określenie bardzo często zaczyna być wiązane z przymiotnikami wojujący, fanatyczny. Określenia tego typu są bowiem wyraziste i przyciągają uwagę w świecie, kiedy o zainteresowanie naszych zmysłów toczy się walka ze strony dostawców wszelkich dóbr i usług.
Podobnym określeniem, które dość często słyszymy obecnie, z tym założeniem, że nie jest to nowe określenie, jest wojujący ateizm. Określenie często cytowane, gdyż samo w sobie zawiera konotacje negatywne związana ze słowem walka. Zatem związek frazeologiczny „wojujący ateizm” brzmi dobrze, gdyż brzmi negatywnie. Dobrze, ponieważ negatywnie, gdy patrzymy z punktu widzenia Polski religijnej. W ujęciu języka polskiego ateizm wciąż jest słowem zawierającym dużą dozę niechęci, żeby nie użyć słowa bardziej dosadnego.
Każde stwierdzenie ateistyczne będzie przyjmowane w Polsce jako słowa walczącego bezbożnika. W polskim ujęciu ateista, twierdzący otwarcie, że jest ateistą będzie tym wspomnianym wyżej wojownikiem, chyba, że oddali się w niezrozumiały dla opinii publicznej świat rozważań filozoficznych i zacznie zmieniać się w półateistę. Wojujący religiant zostanie nazwany bojownikiem, co już zdecydowanie lepszym określeniem w naszym kraju.
Poruszamy się w też kręgu wykluczeń umiarkowanych ateistów z kręgu „wojujących” ateistów, i jak to bywa ze zwolennikami używania” wojowniczych” nazw, to na pewno ci wojujący pozbywają się innych. A może to właśnie sami się wykluczają uważając, że będą ateizm zmieniać. Tylko zmieniać na co ? Na ateizm połowiczny? ćwiartkowy? Dołączą do grona papieży tępiących „zabobony w katolicyzmie”? A czy „tępienie zabobonów” przez papieża miałoby oznaczać, że stawał się on „bardziej” racjonalny? Ale podążając tym tropem myślenia musiałby wytępić całą religię, jakiej przewodził, chyba, że zabobony podzielimy na te religijne, i na te niereligijne. I od tego stwierdzenia tylko krok do wniosku, że zabobony konkurencyjnej religii są racjonalne, ale zabobony własnej (papieskiej) religii są absolutnie racjonalne. Nie chciałbym proponować kolejnego kroku tego myślenia, z którego wynikałoby, że papież Benedykt XIV był racjonalistą i aż boję się użyć słowa, że był ateistą.
W przeciwieństwie do innych krajów, ateizm w Polsce jest ściśle związany z istnieniem presji religijnej, na sztukę, na życie prywatne, na medycynę, na edukację.
Rozważania dotyczące historii humanizmu, różnicy w podejściu do prób dialogu religijnego na pewno doskonale sprawdziłyby się we Francji. Albo w Czechach. Gdzie przy lampce wina lub kuflu piwa prowadzilibyśmy rozmowy na temat wpływu oświecenia na racjonalizm, ale…
Chciałbym niniejsze rozważania przenieść właśnie na teren Polski, nie tej, w której działali arianie (nota bene ich humanistyczna działalność długo w rzeczywistości nie przetrwała, a chyba woleliby istnieć de facto, niż we wspomnieniach kolejnych twórców prądów myślowych) , nie tej, w której pojawiło się oświecenie, ale tej, którą oglądamy w styczniowy dzień roku 2014, oglądamy przez okno lub coraz częściej (niestety) na monitorze komputera.
W akapitach znajdujących się powyżej pisałem o ateistach.
A czy można być bardziej lub mniej wierzącym religiantem? Nie można. Religia nie zna geniuszy – geniuszem, jest tylko założyciel religii, pozostali to jego naśladowcy. Można oczywiście być mniej lub bardziej biegłym w teologii, ale to raczej jest już sztuka biegłości w manipulacji i konfabulacji, tak jak można być mniej lub bardziej wytrawnym magikiem. Chociaż estradowa magia jest zdecydowanie bliższa rzeczywistości niż każda religia.
Polska dała sobie narzucić fakt, że część neutralnych językowo określeń, została zawłaszczona przez religię. Tylko religijna może być duchowość, wartość, coraz częściej prawda (a ta pisana z dużej litery to już zawsze), bo czy słyszano, dopowiadając z cynizmem, jaka to może być ateistyczna moralność. Odpowiedź na to ostanie zagadnienie jest na pewno doskonale znane polakowi-katolikowi.
Dziwne są także oczekiwania religiantów, że ateista ma „nawrócić” religiantów. Przede wszystkim dziwne jest samo słowo „nawrócić” w przypadku ateizmu, które może sugerować, że „ateizm” jest rodzajem religii. Przypomina mi to dyskusje, kiedy religiant ustosunkowuje się do ateizmu w sposób typu: „co ma mi do zaproponowania ateista, jeśli przestanę być członkiem organizacji religijnej”. Przecież to nie w tym rzecz.
Zmienia sie ruch wolnomyślicielski tak, jak zmienia się otaczająca nas rzeczywistość. Nie zmieniają sie jednak religie, które dalej żyją w świecie tych samych bajek, które są wciąż takie same, jakie były w antyku, średniowieczu, oświeceniu i ówcześnie. Zmieniła się może nieznacznie treść bajek, ale fabuła pozostała ta sama. Zatem zmieniło się wzajemne oddziaływanie na siebie racjonalizmu i religii, ten pierwszy wyprzedził religię w sferze poznawania świata i sposobu dyskusji. Zmieniła się forma przekazu, języka i szybkości rozpowszechniania informacji.
Szybkość przekazu zmieniała język komunikacji i przekaz prowadzonych dyskusji. Przeciętny odbiorca przestaje rozumieć przekaz myślicieli renesansu i oświecenia, on nawet ma trudności z umiejscowieniem w czasie renesansu, a oświecenie będzie odbierał w kategoriach światła. Niestety przede wszystkim w ujęciu elektrycznym.
Dzisiejsza forma przekazu przestaje być formą intelektualną, przytaczane nazwiska autorytetów filozoficznych pozostają obco brzmiącymi wyrazami, które, jeśli nie pochodzą z języka angielskiego, trudne są do właściwego wymówienia. Język debat został uproszczony, nie dlatego, że debatujący są bardziej prości, ale dlatego, że w świecie niezliczonych informacji mogą się przebić tylko te, które są konkretne i wyraziste. To taki rodzaj ewolucji, który zamienił godzinne dyskusje, w krótkie przekazy.
W dobie większej i szybszej dostępności do informacji musiał się zmienić i przekaz, i język.
Dla części ogółu będzie zrozumiałe zdanie, że można mięć irracjonalny sposób myślenia, obecnie jednak dla większości należy to zdanie przetłumaczyć, że jest się głupcem.
Nie żyjemy w świecie pełnym intelektualistów, żyjemy świecie pełnych tabloidów. Liczy się zwięzłość, szybkość i prostota przekazu. Stąd pojawiające się skrótowce myślowe „Gender”, „Franciszek”, „Matka Madzi” pełniące rolę pars pro toto.
Chcąc zaistnieć trzeba w tym świecie żyć i działać według zmieniającej się jego prędkości. Pomaga w tym sztab socjologów i psychologów, którzy działają na rzecz różnych podmiotów, i którzy dbają, aby odpowiedni przekaz dotarł w odpowiedni sposób do odpowiednich osób (aby nie użyć terminu do odpowiedniej grupy docelowej lub targetu).
Pan Bergoglio zwany (na początku przez siebie, co jest nieco kuriozalne, w porównaniu do przydomków władców, które to były nadawane przez potomnych) Franciszkiem jest częścią takiego przekazu. Jest elementem strategii, która w tym wypadku ma dotrzeć do, nazwijmy ich, myślących religiantów (co jest oksymoronem ze stanowiska racjonalizmu). Do tych, którzy uważają, że zmienimy religię na lepszą i nawiążemy dialog. Możemy użyć słowa dialog, możemy je zamienić na tak ulubione przez monoteizm słowo nawrócenie, posiadające w swojej etymologii zakładaną wyższość religii.
Przypomina to nieraz słowo ekumenizm odmieniane przez rzesze członków kościoła katolickiego przez wszystkie przypadki, jako próba stworzenia pax religiosa. Ekumenizm jest raczej sztuką prowadzenia sporów, gdyż żadna ze stron nie ustąpi nawet o jedno pióro z gołębicy swoim „ekumenicznym braciom”, gdyż byłoby to przyznanie się do własnej niedoskonałości. A religia niedoskonała straci szybko swoich wyznawców. Zatem tego typu spotkanie jest wymianą poglądów typu : wy macie rację, ale my mamy większą rację.
Zatem przekaz pana Bergoglio dociera do odpowiedniej grupy docelowej złożonej z wierzących w naprawę religii. Uważających, że religia per ipso jest doskonała, tylko zarząd nie bardzo sobie radzi z zarządzaniem. Wierzą, że nowy prezes zmieni sposób zarządzania. Tylko problem w tym , że zmiana zarządu nie zmieni religii. Nie pojawi się geniusz, gdyż taki raczej założy swoją religię. Zarząd zaś w odpowiednim momencie wdroży tylko bardziej trafnie opracowaną w danym strategię. Jest zapotrzebowanie na kontakty z innymi religiami, to wdrażamy ekumenizm, jest problem braku nowoczesności urządzamy sobór, potrzeba odpowiedzieć na problem nierównego rozłożenia światowego bogactwa pojawia się Franciszek, będzie problem akceptacji imigrantów w świecie zachodnim, pojawi się postać papieża z Azji lub Afryki. Państwo Watykańskie jest zbyt silnym podmiotem, aby pozwolić sobie na improwizację w zakresie public relations.
Trudno też zgodzić się z faktem ,że wydarzenia dotyczące ateizmu (tego „wojującego”, aczkolwiek jestem przeciwnikiem tej nazwy) gromadzą mniej osób i mniejsze zainteresowanie. Organizacja imprez (ateistycznych lub innych) w dzisiejszym świecie pełnym mediów i reklamy wskazuje na fakt, że właśnie te elementy marketingowe oraz public relations decydują o powodzeniu akcji. Dodatkowo decydują o tym finanse, a ateizm w Polsce jest biedny. Sponsorzy boją się wspierać inicjatywy ateistyczne, gdyż te są określane natychmiast mianem „wojujących” (w czym pomaga nota bene część „humanistycznych ateistów”). I zatem kwadratura koła: ateizm jest biedny, gdyż pragnie zaistnieć, pragnie zaistnieć i dlatego jest biedny. Wydaje się jednak, że „podziemny” ateizm bogatszy nie będzie.
Cóż zatem może wynikać z przedstawionych wyżej opinii… Jestem wojownikiem. Jestem fundamentalistą. Jestem radykałem. Jestem ateistą pozbawionym wartości. I wtedy wpiszę się doskonale w tok rozumowania dzielących ateizm, jak włos na czworo, zamiast w schemat myślenia, że „razem można więcej”.
Darek Kędziora jest aktywnym członkiem PSR Warszawa. Jego tekst został też przesłany do publikacji na Racjonalista.pl.
Od grudnia 2011 prezes PSR, obecnie wiceprezes. Ateista, poeta, muzyk. Publicysta „Racjonalisty” i jeden z najaktywniejszych członków forum. Od kilkunastu lat pełni też funkcję celebranta Ceremonii Humanistycznych. Studiował historię sztuki, a następnie prowadził własne badania dotyczące sztuki Orientu podczas pobytów w Indiach, na Sri Lance, na indonezyjskiej Bali (polecamy temat „Bali” na Racjonalista.tv) i w Turcji. Autor najobszerniejszego kompendium wiedzy nt. klasycznej muzyki indyjskiej w języku polskim, opublikowanego na stronie Hanuman.pl i w dużej mierze dostępnego też na racjonalista.tv (wpisz „Indie” w wyszukiwarkę). Sam gra głównie muzykę średniowieczną z zastosowaniem polifonicznej techniki gry na dwóch fletach, tzw. tibiae multiplex. Przede wszystkim jednak pisze poezję filozoficzną, inspirowaną mechanizmami natury, oraz odkryciami nauki. Stawia sobie za cel połączenie nauki i sztuki. W 2022 roku wyszła jego książka „Nowy humanizm. W stronę nowego wspaniałego świata bez ideologii”.