Nieważne, że większość wierzących akceptuje bardziej antropomorficzny obraz Boga niż po prostu jakąś „podstawę bytu” lub istotę boską, która stworzyła świat, a potem odmówiła dalszego zajmowania się nim. Jeśli chcesz danych na poparcie tego, przynajmniej dla chrześcijan w USA, zajrzyj tutaj. Sondaże systematycznie pokazują, że około 70-80% Amerykanów wierzy w istnienie nieba, piekła, szatana i aniołów. I lepiej nawet nie dyskutujmy, czy większość muzułmanów uważa Allaha za „podstawę bytu”, czy za istotę humanoidalną, która mówi im, jak mają się zachowywać. Każdy, kto twierdzi, że zwykli monoteiści widzą Boga tak jako Byt Apofatyczny Karen Armstrong lub Podstawa Bytu Tillicha, po prostu za mało wychodzi z domu.
Ponadto jest oczywiste, że olbrzymia większość krzywd wyrządzonych w imię wiary, nie jest wyrządzona przez tych, którzy widzą Boga jako Podstawę Bytu, ale raczej jako istotę antropomorficzną, która ma osobiste stosunki ze swoimi poddanymi i zaopatruje ich w kodeks moralny. Bowiem wiara, że Bóg ma życzenia wobec ludzkości i kodyfikuje dobro i zło, popycha ludzi do robienia rzeczy takich jak sprzeciw wobec aborcji i badań nad komórkami macierzystymi, odmawianie praw kobietom i gejom, palenie „czarownic”, oblewanie kwasem twarzy dziewczynek idących do szkoły i torturowanie katolickich dzieci poczuciem winy za masturbację. Olbrzymia większość wierzących nawet nie czyta teologii i ma bardzo małe pojęcie o argumentach na rzecz Boga przedstawianych przez Wyrafinowanych Teologów™. Czy jest więc naszym prawdziwym obowiązkiem, jako ateistów, obalanie tych tajemnych argumentów teologicznych, czy też zapobieganie krzywdom dokonywanym przez religię? Dla mnie ważniejsze jest to drugie. Niemniej jest także zabawne (i marginalnie zyskowne) czytanie i obalanie argumentów teologów, bo tylko tam można naprawdę zobaczyć inteligencję, w sposób rażący dokooptowaną i skorumpowaną, by dowodzić tego, co z góry uznało się za prawdę. Teologia jest jedyną dyscypliną akademicką, w której ludzie dostają zapłatę nie za badanie swoich przekonań, ale za racjonalizowanie ich. Tak, dla ateistów jest rzeczą znacznie bardziej pożyteczną pokazywanie, że rzeczywiście wierzący nie mają dowodów na swoją wiarę – i to właśnie zrobił Dawkins w Bogu urojonym – ale jest zabawniejsze pogonienie kota obskurantom takim jak Alvin Plantinga i John Haught.
A teraz do tych szeregów dołączył David Bentley Hart, który napisał nową książkę, zachwalaną jako najbardziej Wyrafinowany i Niezbity Dowód Na Rzecz Boga. Jest to The Experience of God: Being, Consciousness, Bliss, [Doświadczenie Boga: byt, świadomość, szczęśliwość] i chociaż jeszcze jej nie czytałem (uwierzcie mi, przeczytam, już ją zamówiłem), zamieściłem krytykę notki reklamowej tej książki napisanej przez Damona Linkera, która ukazała się w piśmie „The Week”.
Właśnie pojawił się kolejny panegiryk o książce Harta, tym razem autorstwa Olivera Burkemana, który pisze w “Guardianie”, że The Experience of God jest “Tą książką teologiczną, którą naprawdę powinni przeczytać wszyscy ateiści”. Nie jestem pewien, czy Burkeman jest ateistą, ale jego artykuł robi wrażenie czystego religianctwa: “wy, ateiści, nie uczynicie żadnych postępów, dopóki nie poradzicie sobie z argumentami na rzecz Boga przedstawionymi przez ludzi takich jak Hart”. Hart bowiem przedstawił Najlepszą Mowę Obrończą Boga, a my wszyscy zignorowaliśmy ją. Jak pisze Burkeman:
Niemniej wybitni ateiści okazują niemal agresywny brak ciekawości w sprawie faktów dotyczących wiary. W Bogu urojonym Richard Dawkins fachowo rozprawia się z tym, co nazywa “hipotezą Boga”, ale poświęca tylko kilka wyrywkowych anegdot, by ustalić, że ta hipoteza Boga jest hipotezą definiującą wierzenia religijne przez całą historię lub że tak na świecie definiuje się dzisiaj Boga. AC Grayling utrzymuje, że ateiści nie muszą kłopotać się czytaniem teologii – gdzie mogliby dowiedzieć się o debatach między wierzącymi o tym, w co wierzą – ponieważ ateizm “odrzuca założenie” teologii. A kiedy “Atlantic” opublikował w zeszłym roku artykuł zatytułowany Study theology, even if you don’t believe in God, Jerry Coyne, Victor Meldrew blogosfery ateistycznej, nazwał go “najgorszą radą na świecie”. I tak to trwa.
Musiałem sprawdzić, kim jest Victor Meldrew, który okazał się być bohaterem sitcom BBC, znanym ze zrzędliwości – chociaż miał wszelkie powody (podobnie jak ja) do zrzędzenia. I czy Burkeman wie, że spędziłem kilka lat na czytaniu teologii, zanim zdecydowałem, że jest to otępiające i w znacznej mierze bezwartościowe zajęcie? Nie jest tak, że nie znam ich Najlepszych Argumentów.
Przejdźmy jednak do naszych ułomności, jak je widzi Burkeman:
Moim skromnym życzeniem noworocznym na 2014 r. jest więc, by ateiści, którzy dbają o uczciwość sporu – i, być może, o dotarcie dokądś w tych skądinąd otępiających i powtarzających się w kółko debatach – rozważyli przeczytanie jednej tylko książki teologa, Davida Bentleya Harta The Experience of God, opublikowanej niedawno przez Yale University Press. Nie dlatego, że sądzę, iż ich całkowicie przekona. (Mnie nie przekonał, a z pewnością nie przekonują mnie inne opublikowane poglądy Harta, które skłaniają się ku nieugiętemu konserwatyzmowi społecznemu.) Powinni przeczytać tę książkę, ponieważ Hart zebrał potężne dowody historyczne i argumenty filozoficzne, co sugeruje, że jeśli ateiści chcą atakować najsilniejsze stanowisko opozycji, muszą absolutnie solidnie się podciągnąć.
Ale co, dokładnie, rozumiemy przez “najsilniejsze stanowisko opozycji”? Myślę, że mogą być trzy sposoby zrozumienia tego:
1. Argumenty dostarczające najsilniejszych dowodów na istnienie Boga. W ten sposób naukowcy rozstrzygnęliby spór o twierdzenie o jego istnienie: przez przytoczenie dowodów. Najlepszym argumentem z tej kategorii był kiedyś Argument Projektu, ponieważ nie było przekonującej alternatywy naukowej do stworzenia przez Boga. Darwin jednak skończył z tą sytuacją. Teolodzy polegają obecnie na argumentach o precyzyjnym dostrojeniu wszechświata lub rzekomej „wrodzonej moralności” istot ludzkich, ale oba mają dobre alternatywy świeckie.
2. Argument filozoficzny, który jest najbardziej podchwytliwy lub najtrudniejszy do obalenia: innymi słowy, argument na rzecz Boga, który zawiera najwięcej sofistyki . Był to kiedyś Argument ontologiczny, który na chwilę postawił w kropce nawet Bertranda Russella. Wkrótce jednak zdaliśmy sobie sprawę z tego, że „istnienie nie jest przymiotem” i że w rzeczywistości twierdzenia o istnieniu można rozstrzygnąć tylko przez obserwację albo testowanie, nie zaś przez logikę.
3. Argument, który jest nie do obalenia, ponieważ nie daje się przetestować. Ponieważ argumentyz dwóch pierwszych kategorii są obecnie nie do obrony, ludzie tacy jak Hart zaproponowali koncepcje Boga, które są tak mgliste, że nie możemy zrozumieć, co one znaczą. A ponieważ są nie tylko mętne, ale nie mówią niczego o naturze Boga, co dałoby się porównać do sposobu, w jaki istnieje wszechświat, nie mogą być obalone. Każdy racjonalista lub naukowiec automatycznie wyklucza je z tego powodu z racjonalnych rozważań, bo jeśli obserwacja harmonizuje ze wszystkim i nie może zostać sfalsyfikowana, to jest całkowicie bezużyteczna jako wyjaśnienie rzeczywistości. Mogę równie dobrze powiedzieć, że istnieje niewidzialny pluszowy miś, który podtrzymuje wszechświat i bez mojego Nieopisanego Misia nie byłoby kosmosu. Nikt jednak nie może go zobaczyć, bo jest on Niedźwiedziowatą Istotą Bytu: nieopisaną i niewykrywalną, chociaż jego Niedźwiedziowatość przenika i podtrzymuje wszystko.
I najwyraźniej to właśnie Hart zrobił w tej książce. Burkeman podsumowuje Nieobalalnego Boga Harta przez zacytowanie jego opisu u Linkera:
… według klasycznej tradycji metafizycznej tak Wschodu, jak Zachodu, Bóg jest bezwarunkową przyczyną rzeczywistości – absolutnie wszystkiego, co jest – od początku do końca czasu. Kiedy rozumie się go w ten sposób, nie można nawet powiedzieć, że Bóg „istnieje” w tym sensie, w jakim istnieje mój samochód, albo Mount Everest, lub elektron. Bóg jest tym, co powoduje istnienie każdej rzeczy, umożliwiając ją, podtrzymując w czasie, jednocząc ją, nadając jej rzeczywistość. Bóg jest warunkiem niezbędnym, by cokolwiek w ogóle istniało.
Nie tylko nie ma to sensu (przeczytam książkę Harta, żeby zobaczyć, czy potrafię wygrzebać jakikolwiek sens), ale także nie daje się tego przetestować. Nie ma też ani cienia dowodu na takiego Boga, na jakiej więc podstawie mamy w niego wierzyć? Hart twierdzi, że jest to koncepcja Boga, która przeważała przez większość historii, ale poważnie w to wątpię. Tomasz z Akwinu, Luter, Augustyn: żaden z tych ludzi nie widział Boga w taki sposób. I z pewnością nie jest to pogląd przeważający obecnie, o czym łatwo się przekonać oglądając sondaże. Potrafię stworzyć kolejnego Boga z równą ilością podtrzymujących dowodów jak Hart: Bóg jest deistycznym Bogiem, który zawsze istniał, ale nie zrobił niczego. Nawet nie stworzył wszechświata: po prostu dopuścił, by się to zdarzyło zgodnie z prawami fizyki, dzięki którym mogą powstawać wszechświaty poprzez fluktuacje w próżni kwantowej. Mój Bóg po prostu siedzi tam i obserwuje nas wszystkich, ale wyłącznie dla swojej rozrywki. Jest nieopisany i leniwy.
Twierdzę, że mój Coyneański Bóg jest równie uzasadniony jak Bóg Harta, bo żadnego nie można przetestować, a więc nie ma także powodu do wiary w żadnego z nich.
Jak pisze Burkeman, Hart usunął Boga z klasy istot, które istnieją, i zamienił Go w zaledwie Ideę: koncepcję filozoficzną, która może być przedmiotem tylko filozoficznych argumentów:
Krótko mówiąc, Bóg nie jest jedną, bardzo imponującą rzeczą wśród wielu rzeczy, które mogą istnieć albo nie; „nie jest tylko jakimś szczególnie olśniewającym obiektem wśród wszystkich obiektów oświetlonych światłem istnienia”, jak to ujmuje Hart. Bóg jest raczej „światłem samego bytu”, odpowiedzią na pytanie, dlaczego jest w ogóle istnienie.
… Ponieważ mogę zobaczyć ateistów szyderczo przewracających oczyma, warto powiedzieć raz jeszcze: nie chodzi o to, czy Hart ma rację. Chodzi o to, że przedstawia argumentację, jaką na ogół ateiści w ogóle się nie zajmują. Jeśli uważasz, że argument o Bogu jako warunku istnienia jest bzdurą, musisz powiedzieć, dlaczego. I w odróżnieniu od wersji superbohatera dowody naukowe nie sfinalizują sprawy. Nie jest to pytanie naukowe o rzeczy, które istnieją. Jest to pytanie filozoficzne o to, czym jest istnienie i od czego ono zależy.
Dlatego, że nie poddaje się sfalsyfikowaniu. Czy Bóg „jest” zależy teraz, jak to przewidywał Bill Clinton, od tego, jaka jest twoja definicja „jest”. To wszystko jest jednak ogromnym oszustwem. Hart nie tylko nie ma racji twierdząc, że jego koncepcja Boga jest zasadna, ponieważ wyznawana była najbardziej konsekwentnie przez całą “historię monoteizmu”, ale, jak wiedzą wszyscy naukowcy, fakt, że coś jest szeroko akceptowane nie jest dowodem zasadności. Przez olbrzymią większość historii nowożytnej kobiety uważano za intelektualnie słabsze istoty. Jest to jednak tylko uwarunkowane kulturowo przekonanie, którego nie popiera żaden argument na rzecz kobiecej niższości intelektualnej. Podobnie, tylko fakt, że grupa Wyrafinowanych Teologów™ zgodziła się co do Boga jako Podtrzymywacza Wszechświata i Podstawę Wszelkiego Bytu, jeszcze go tym nie czyni. Dlaczegóż ten argument miałby w ogóle mieć jakąkolwiek siłę przekonywania?
Burkeman (i Hart) piszą, że jednym sposobem odrzucenia argumentu Harta, że tylko mniejszość wierzących akceptuje Boga jako Podstawę Bytu, jest „dowiedzenie tego danymi z sondaży o tym, w co wierzą ludzie”. No cóż, właśnie zrobiłem to powyżej i mogę dodać dużo więcej danych. Tak więc argument Harta nie zdaje egzaminu przy tym jedynym sposobie, w jaki może być testowany. Ale oczekuje się od nas, że odrzucimy go na innej podstawie – co jest niemożliwe, ponieważ Hart zbudował swoją koncepcję tak, że nie poddaje się obalaniu:
Po drugie jednak, nawet jeśli potrafisz wykazać, że większość wierzących wierzy w Boga superbohatera, czy znaczy to, że jest to jedyny rodzaj, z jakim muszą zmierzyć się ateiści? Gdyby przekonany kreacjonista napisał książkę Ewolucja urojona, ale atakował tylko powszechne rozumienie ewolucji, naturalnie ocenilibyśmy go jako człowieka nieuczciwego. Żądalibyśmy, by sprawdził, do jakich wniosków doszły najlepsze i najbardziej cenione umysły w tej dziedzinie i próbował je obalić. I dlatego ateiści powinni przeczytać książkę Harta: żeby odmówić sobie leniwej opcji atakowania łatwych celów.
Jak pisałem w poprzednim poście, te sytuacje nie są porównywalne. Argumenty na rzecz ewolucji oparte są na dowodach, nie na filozofii, i może je zrozumieć przeciętny człowiek: na przykład taki, który przeczytał moją książkę. Argumenty Harta są po prostu zestawem zmyśleń i mimo że jest on inteligentny i używa wielkich słów, nie ma tam więcej dowodów na rzecz jego Boga niż w książkach Alvina Plantingi i Ricka Warrena na rzecz Boga antropomorficznego. Innymi słowy, różnica w kompetencjach między teologami a „przeciętnymi” wierzącymi jest mała – nawet w przybliżeniu nie tak wielka, jak różnica kompetencji profesjonalnych ewolucjonistów i przyjaznych nauce ludzi w społeczeństwie. Różnica między teologami a wierzącymi nie polega na ich zróżnicowanym zaznajomieniu z prawdą o Bogu, ale na większej znajomości historii teologii przez teologów. Ludzie tacy jak Hart, mimo swojej inteligencji, nie wiedzą więcej o naturze Boga niż Joe lub Sally z ulicy. Teolodzy, jak wszyscy wiemy, po prostu wymyślają swój pasztet, a potem sprzedają go przy pomocy tytułów akademickich i wymyślnych słów. Niech Hart da nam jakiś dowód, że wie więcej o Bogu niż ktokolwiek inny, wtedy będę słuchał uważnie tego, co ma do powiedzenia. W innym wypadku będę traktował go jako człowieka chowającego się do Ostatniej Reduty Teologa, którą jest taka definicja Boga, której nie można obalić i dlatego nie można także wesprzeć.
Isaac Chotiner w “The New Republic” wskazał na kilka podobnych problemów w nowym artykule, także opartym na tekście Linkera: “The case for God’s existence is empowering atheists”. Jak pisze Chotiner, wydaje się, że Hart przedefiniował boga w sposób, który uodparnia Go na obalenie, po prostu przez zrównanie Boga z uczuciami wspólnymi wielu ludziom:
Linker kontynuuje: “W posunięciu, które z pewnością rozwścieczy ateistów, Hart posuwa się wręcz tak daleko, że twierdzi, iż wiara w tym klasycznym pojęciu Boga nigdy nie może być ‘w pełni i konsekwentnie odrzucona’ – i to nie tylko dlatego, że sprzecznością samą w sobie może być dowodzenie nieistnienia absolutnej, transcendentalnej podstawy bytu”.
Jeśli to nie jest dla was wystarczają tautologią, spójrzcie na komentarz [Linkera]:
Głębszą przyczyną, dla której nie można odrzucić teizmu, jest według Harta to, że każde dążenie do prawdy, każda próba bycia dobrym, każda tęsknota do piękna zakłada istnienie samej idei prawdy, dobra i piękna, z których wypływają te konkretne przykłady. Te zaś transcendentalne idee jednoczą się w klasyczną koncepcję Boga, który po prostu jest prawdą, dobrem i pięknem. Dlatego, chociaż nie jest konieczna wiara w Boga w jakiś wyraźny sposób, żeby być dobrym, z pewnością jest tak (słowami Harta), „że szukanie dobra już oznacza wiarę w Boga, czy człowiek tego chce, czy nie”.Tutaj wróciłbym do komentarza Linkera, w którym sugeruje on, że „główne religie świata” mają podobny pogląd na Boga, jak wyłożony powyżej. Jeśli uważasz, że tak jest, zapytaj siebie, ile głównych religii świata uważałoby cię za wyznawcę ich wiary tylko dlatego, że oznajmiłbyś, iż „szukasz dobra”, co, jak mam nadzieję, robimy niemal wszyscy.
W sumie Linker nie jest w stanie przedstawić argumentacji na rzecz Boga, która nie definiuje Boga jako tak nieodłączną część wszechświata („prawda, dobro i piękno”), że Bóg istnieje z definicji. Gdybym był wierzącym, prawdopodobnie nie uznałbym ustępstw poczynionych przez Linkera, ani nie zgodziłbym się z jego opisem mojej wiary.
Chotiner ma całkowitą rację. Jeśli definiujesz Boga po prostu jako zestaw najbardziej godnych podziwu aspiracji, to, oczywiście, Bóg istnieje. Można jednak zdefiniować Boga jako zestaw najbardziej nie do zaakceptowania aspiracji: chciwość, obłuda, zbrodniczość itd. I ten rodzaj boga mógłby także istnieć z definicji: jako Podstawa Wszelkiego Zła. Twierdzę, że w rzeczywistości jest równie wiele dowodów na rzecz takiego boga, jak na rzecz Boga Harta. Czytelnicy mogą zabawić się wymyślaniem innych rodzajów nieobalalnych bogów.
Gdybym więc miał zadać Hartowi trzy pytania, brzmiałyby one następująco:
1. Na jakiej podstawie opierasz wiedzę, że Bóg jest Podstawą Bytu, nie zaś Bogiem antropomorficznym? (Odpowiedź nie może zawierać wątpliwego twierdzenia, że jest to ten rodzaj Boga, jakiego większość ludzi akceptowała przez całą historię.)
2. Skąd wiesz, że twój bóg jako Podstawa Bytu ucieleśnia prawdę, dobro i piękno, nie zaś kłamstwa, zło i brzydotę?
3. Jak wyglądałby wszechświat, gdyby twój Bóg nie istniał?
Niechaj teolodzy odpowiedzą na odmianę na najlepszy argument ateistów: „Skąd to wiesz?”
h/t: Christopher
What are the best arguments for god. More kudos (and raspberries) for David Bentley Hart’s new book
Why Evolution Is True, 16 stycznia 2014
Tłumaczenie Małgorzata Koraszewska
Oryginalny artykuł pochodzi z Listów z naszego sadu:
Od grudnia 2011 prezes PSR, obecnie wiceprezes. Ateista, poeta, muzyk. Publicysta „Racjonalisty” i jeden z najaktywniejszych członków forum. Od kilkunastu lat pełni też funkcję celebranta Ceremonii Humanistycznych. Studiował historię sztuki, a następnie prowadził własne badania dotyczące sztuki Orientu podczas pobytów w Indiach, na Sri Lance, na indonezyjskiej Bali (polecamy temat „Bali” na Racjonalista.tv) i w Turcji. Autor najobszerniejszego kompendium wiedzy nt. klasycznej muzyki indyjskiej w języku polskim, opublikowanego na stronie Hanuman.pl i w dużej mierze dostępnego też na racjonalista.tv (wpisz „Indie” w wyszukiwarkę). Sam gra głównie muzykę średniowieczną z zastosowaniem polifonicznej techniki gry na dwóch fletach, tzw. tibiae multiplex. Przede wszystkim jednak pisze poezję filozoficzną, inspirowaną mechanizmami natury, oraz odkryciami nauki. Stawia sobie za cel połączenie nauki i sztuki. W 2022 roku wyszła jego książka „Nowy humanizm. W stronę nowego wspaniałego świata bez ideologii”.