Pierwszy premier Indii, Jawaharlal Nehru długo wierzył w przymierze azjatyckich gigantów – swoich Indii i sąsiednich Chin. Już bengalscy poprzednicy Nehru byli przekonani, że z takich sojuszem Azja obudziłaby się z wieków stagnacji.

Dziś widzimy, że Azja budzi się i to dość gwałtownie, jednak część ideałów Nehru i Tagore jest bardzo odległa od tego, co dzieje się na naszych oczach. Budzące się Chiny nie są oazą wolności, a raczej coraz lepiej zorganizowanym obozem pracy dla swoich poddanych. W nadzorze pomaga komunistycznym władzom CRL rewolucja informatyczna. Wszyscy mają i muszą mieć smartfony a na nich aplikacje konieczne do zakupów i uczestniczenia w życiu społecznym. Mieszkańców niepożądanych przez władze można w ten sposób wykluczać z życia w sposób, o którego skuteczności mogli jedynie marzyć dawni tyrani. Jednak nadzieje Nehru zostały rozwiane znacznie szybciej, niż narodziły się smartfony i doskonałe narzędzie kontroli potrzeb i wydatków jakim jest AliExpress. Okazało się, że Chińczycy byli niezadowoleni z przebiegu północnych granic Indii i dokonali ich militarnej korekty nieszczególnie wsłuchując się w natchnione głosy z Delhi i Bengalu.

Współczesne Chiny są nie tylko zmorą Indii, ale i Unii Europejskiej. UE, realizując w dużej mierze scenariusze niemieckie, chciałaby stać się liderką w zielonej rewolucji energetycznej. Okazuje się jednak, że Chiny lepiej grają w zielone i czynią to wcale nie z troski o naturę, a raczej z potrzeby zwiększania swoich zasobów energetycznych. Równolegle zyskują priorytetowy dostęp do złóż paliw kopalnych w Ameryce Południowej, Afryce i na Bliskim Wschodzie i nie udają, że nie będą miały zamiaru z nich korzystać. Berlin, tak dumny ze swojej motoryzacyjnej potęgi, przegrywa w produkcji samochodów elektrycznych. Doskonała wiedza Niemców na temat mechanicznej budowy silników i sprzęgieł została zdeklasowana przez chińskie i amerykańskie produkty bazujące na coraz doskonalszych akumulatorach i silnikach elektrycznych, wymagających innych doświadczeń niż silniki spalinowe.

Europejczycy chcieliby być otwarci, jednak znacząco przyspieszyli narzuconymi sobie ograniczeniami sytuację, w której muszą uszczelnić swoje rynki wprowadzając cła zaporowe. Jednak lider UE, jakim są Niemcy, jest rozdwojony – z jednej strony chce bronić swojej przemysłowej twierdzy, z drugiej chce mieć w Chinach najlepszy rynek zbytu. A przecież na cła i blokady Chiny odpowiedzą tym samym…

W tle tych ekonomicznych zmagań trwa niewypowiedziana dyskusja na temat wolności. Chiny kontrolują dostęp do informacji dla swoich poddanych. Popularne przeglądarki i serwisy, będące jeszcze do teraz symbolami wolności Internetu, są w Chinach zablokowane. Chińczycy stworzyli swoje własne serwisy internetowe, w tym AliExpress będący coraz doskonalszym narzędziem kontroli poddanych. Czy to nie idealne dla tyranii, gdy dobre algorytmy blokują zbuntowanym obywatelom dostęp do usług, do możliwości przemieszczania się, a może nawet do własnych mieszkań? W związku z tym mało kto w Chinach buntuje się na serio, jednak algorytmy nie śpią. Wystarczy być trochę niegrzecznym. Na przykład zarzucać władze jedynie słusznej partii petycjami. Już wtedy można otrzymać sporo punktów karnych i przy ich kumulacji zostać wykluczonym z tej odrobiny wolności, jaką mogą się jeszcze cieszyć w Chinach odpowiednio grzeczni poddani reżimu.

Po klęsce Nehru poniesionej w relacjach z Chinami, indyjscy intelektualiści zaczęli się pocieszać. Stwierdzili, że choć Indie są biedne i chaotyczne, to jednak demokracja i oferowana przez nią wolność wygra w końcu ze sprawnym, lecz opresyjnym chińskim mechanizmem politycznego trwania. Chiny w końcu pękną, a ludność się zbuntuje – powtarzali z nadzieją swoją mantrę indyjscy intelektualiści. Nadejdzie czas demokratów – dodawali z błogą myślą o sobie i swoim kraju.

Tymczasem dzieje się odwrotnie. To wolny świat Zachodu w swoim obecnym kształcie chce doskonalić narzędzie kontroli. W USA rewolucja Przebudzonych dba o to, aby ulubione przez tą rewolucję starannie wyselekcjonowane mniejszości nie były urażane i obrażane. Pozwala to cenzurować i wykluczać niepokornych. Niektórych może trochę słusznie, innych zupełnie niesłusznie. Zarówno w UE jak i w USA modnym tematem są fake newsy, jednak ich definicja nie obejmuje kłamstwa i przesady używanych w „słusznej sprawie”. A kto decyduje jaka sprawa jest „słuszna”? Decyzje wyborców coraz częściej pokazują, że arbitrzy słuszności mają coraz mniejsze poparcie ogółu i trzymają się u władzy dzięki coraz liczniejszym podstępom i manipulacjom. Odżywa słowo „faszyzm”. Nie to rzeczywiste, opisujące reżim Mussoliniego, ale raczej to, którym na przykład Stalin nazywał wszelkich przeciwników ideowych.

Również Indie z premierem Modim na czele odeszły od ideałów Partii Kongresowej, które, choć w większości piękne i szlachetne, były realizowane nieporadnie. Dziś Hindusom nie przeszkadza coraz większa współpraca z Rosją i Chinami, tak jakby zapomnieli o bezprawnym zajęciu sporych połaci Północnych Indii przez towarzysza Mao.

Wydaje się, że ludzkość odchodzi od wolności. Jednak receptą na to zjawisko nie jest uzurpowanie sobie prawa do „słusznej kontroli” i „słusznej cenzury”, lecz wysłuchanie ludzi. Powrót do demokracji, która może okazać się niezbyt przychylna dla obecnych elit Zachodu. Dobrze by też było zacząć dostrzegać populizm wszędzie, gdzie on występuje, a nie tylko wśród swoich politycznych wrogów.

Polityka bez wolności to z jednej strony chiński i rosyjski autorytaryzm, jak i wiele innych pomniejszych tyranii. Z drugiej strony to bezgraniczna wiara we własne ideologie skłaniające nas do poniżania i chęci zniszczenia przeciwników politycznych. Obie strony zdają się krzyczeć – „kto nie z nami, ten nasz wróg”. Tymczasem prawdziwa wolność i wywodząca się z niej demokracja nigdy nie jest czarnobiała, nigdy nie opiera się na drastycznych kontrastach. Nie można być wolnym bez uznania istnienia innych osób, nie można być demokratą bez szacunku dla przeciwników politycznych i innych poglądów.

Czy warto bronić demokracji? Jak najbardziej. Dla ludzkości najważniejszy jest obecnie postęp naukowy i technologiczny. Musimy wyrwać się z pułapki Ziemi i zacząć kolonizować kosmos. Musimy zjednoczyć swoje siły i pomknąć zgodni w nieznane. Globalne ocieplenie pokazało osobom inteligentnym i wrażliwym, że Ziemia jest drobnym punktem w kosmosie narażonym na liczne kataklizmy. O ile globalnemu ociepleniu być może sprostamy, o tyle nie jesteśmy w stanie sprostać wielu innym zagrożeniom, jakie mogą nadejść z kosmosu. Homo sapiens istniejąc tylko w jednym miejscu naraża się na zniszczenie.

Tu oczywiście odezwą się ideolodzy uważający, że człowiek jest pasożytem, że niszczy lasy i całe planety, a konkretnie jedną planetę – Ziemię. Tymczasem prawda jest inna. Kosmos jest w większości martwym i pustym miejscem. A jednak naszymi oczami patrzy sam na siebie. Nasza świadomość, nasze istnienia i nasza ciekawość są wielkimi skarbami, które należy chronić. Zaś wolność jest najlepszym stanem w jakim mogą trwać odkrywcy i najzwyklejsi zjadacze chleba. Zresztą prawie każdy człowiek jest odkrywcą na mniejszą lub większą skalę.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

EnglishUkraine