O napisanie tekstu o nauczaniu etyki w szkołach poprosił mnie Jerzy Franczak, stały współpracownik Rity Baum. Panu Jerzemu, podobnie, jak wielu innym rodzicom dzieci w wieku szkolnym, radziliśmy na portalu etykawszkole.pl, jak wymóc na dyrekcji szkoły jego córki uruchomienie lekcji etyki. Jemu się powiodło, ale wielu innym rodzicom nie. Dyrekcje szkół wypracowały już cały arsenał kłamstw i wykrętów, żeby zniechęcić rodziców w domaganiu się lekcji etyki.
O ostatnich tygodniach, z inspiracji Redakcji etykawszkole.pl, ukazało się w mediach kilka tekstów na temat braku dostępności do etyki w szkołach publicznych. Oby zainteresowanie tym ważnym tematem nie było tylko chwilową modą, wynikającą pośrednio z nagłośnienia w publikatorach zamiaru likwidacji Funduszu Kościelnego.
——–
Nie jestem ani filozofem, ani nauczycielem – kiedyś dawno uczyłem, ale termodynamiki w mojej dyplomowej katedrze na Warszawskiej Politechnice. Pan Kuba Sienkiewicz jest lekarzem, ale teraz gra i śpiewa. Może to odrobinę i mnie usprawiedliwia, że zabrałem się za rzeczy spoza wyuczonej profesji. Skąd akurat zainteresowanie szkolną etyka? Chyba powinienem wyjaśnić.
Kilka lat mieszkałem w Berlinie, wtedy jeszcze Zachodnim i na własne oczy obserwowałem upadek muru berlińskiego. Nawet mam sporo kawałków betonu odłupanego osobistym młotkiem. Od tamtej pory z sympatią i uwagą śledzę wydarzenia w tym mieście. Latem 2009 trafiłem w berlińskiej prasie na informację o osobliwym referendum.
W lutym 2005 pewien Turek z berlińskiej dzielnicy imigrantów, Kreuzbergu, popełnił na swojej siostrze, Hatun Aynur Sürücü, mord rytualny, bo związała się z Niemcem. Społeczność turecka w Berlinie uznała, że miał do tego prawo. W rok po tym tragicznym wydarzeniu parlament Berlina uchwalił wprowadzenie do berlińskich szkół ponadpodstawowych obowiązkowych lekcji etyki.
Kościół Katolicki i skupione wokół niego środowiska uznali, że to doskonała okazja do zażądania, aby etyka i religia były przedmiotami obowiązkowymi do wyboru. Wszak nauczanie religii w szkołach publicznych jest zagwarantowane w konstytucji RFN. Owszem jest, ale jako przedmiot z wolnego wyboru. Coraz mniej uczniów chodzi na religię, zmuszenie ich do wyboru „etyka lub religia” mogłoby zatrzymać te spadkowe tendencje. Zawiązano koalicję o nazwie ProReli, zebrano wymaganą liczbę podpisów pod żądaniem referendum w tej sprawie i w styczniu 2009 złożono formalny wniosek w Berlińskim Senacie.
W odpowiedzi powstała dość barwna koalicja o nazwie ProEthik. W jej skład weszły partie lewicowe (SPD, Die Linke i Zieloni), organizacje mieszkających w Berlinie mniejszości (m.in. Turków i Kurdów), liczne organizacje społeczno-kulturalne (wśród nich stowarzyszenia gejów i lesbijek i związek naturystów), związek zawodowy pracowników szkolnictwa i szkół wyższych itd. Do obozu ProEthik przystąpili też niektórzy działacze katoliccy, teologowie i nauczyciele religii. Nawet Parlament Berlina podjął uchwałę opowiadającą się przeciwko postulowanym przez ProReli zmianom.
Referendum odbyło się 26 kwietnia 2009 roku. Poprzedziła je prowadzona z wielkim rozmachem i hałasem agitacja jednej i drugiej strony. Odbyło się wiele spotkań, debat i akcji ulicznych. Pro Ethik miało nawet specjalnie na tę okazję skomponowaną pieśń. Wiele znanych osobistości, nie tylko mieszkających w Berlinie, udzieliło poparcia zajadle walczącym obozom. Miedzy innymi ProReli wspierała sama pani Kanclerz Merkel.
Na ProReli zagłosowała większość mieszkańców dawnego Berlina Zachodniego, a ProEthik zdecydowanie zwyciężyło w dzielnicach dawnego Berlina Wschodniego. Ostatecznie ProEthik wygrała referendum zaledwie 1,3% przewagą głosów.
Trzeba przyznać, że argumenty obu obozów były rzeczowe i może warto kiedyś je przytoczyć.
W tym czasie mój starszy wnuk poszedł był do podstawówki – pozdrawiam, Panie Jerzy, też mam kogoś w podstawówce. W szkole mojego wnuka, w wielkim mieście wojewódzkim, etyki nie było. Zarówno to, jak i historia z referendum skłoniły mnie to do zainteresowania się tematem etyki w polskich szkołach. Okazało się, że jest wręcz tragicznie. Na około 37 000 polskich szkół, wedle doniesień prasowych – MEN nie publikuje żadnych danych na ten temat – w zaledwie około 900 jest nauczana etyka. Religia w prawie każdej. W szkołach pracuje około 32 tysiące katechetów i nieco ponad 800 nauczycieli etyki. Katecheci są desygnowani przez biskupa i on zatwierdza programy nauczania. MEN ma tylko obowiązek płacić katechetom wynagrodzenie, na co idzie 1.132 miliony PLN rocznie.
W szkole Mateusza, syna pana Czesława Grzelaka, w pewnym powiatowym mieście z Wielkopolski, też etyki nie było. Chłopak nie chodził na religię, za co był dyskryminowany przez szkołę i nauczycieli. Dwukrotnie musiał szkołę zmienić. Po kliku latach bezskutecznych zabiegów i korespondencji z Kuratorium, Ministerstwem Oświaty i Rzecznikiem Praw Obywatelskich, rodzice Mateusza w roku 2002 skierowali skargę do Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. Po ośmiu latach – Mateusz w tym czasie kończył już studia – 16 czerwca 2010 zapadł wyrok. Trybunał orzekł, że brak możliwości wyboru w polskich szkołach etyki zamiast religii narusza Europejską Konwencję Praw Człowieka i Podstawowych Wolności. Rząd polski nie odwołał się od wyroku. Minęło 1,5 roku i etyki jak nie było, tak nie ma w przytłaczającej większości polskich szkół.
Jestem człowiekiem nadzwyczajnej łagodności i spokoju, ale tego, co się naczytałem i dowiedziałem w sprawie nauczania, a dokładnie nienauczania etyki było już za wiele. Postanowiłem zawalczyć, zdając sobie sprawę, że to póki co jest to walka z wiatrakami.
Tuż przed rozpoczęciem nowego roku szkolnego, w sierpniu 2010 ruszył nasz portal etykawszkole.pl (Zachęcam do zajrzenia na tę stronę. Nie będę jej tutaj opisywać).
Przez nieco ponad rok działania naszego portalu dostaliśmy mnóstwo listów od nauczycieli i rodziców. Rzadziej, ale piszą też uczniowie. Z korespondencji tej wyłania się ponury obraz.
Władze oświatowe wszystkich szczebli z MEN na czele mają w nosie wyrok Trybunału Strasburskiego. Nie ma żadnej widocznej poprawy w dostępie do nauki etyki. W zasadzie tylko determinacja rodziców, tak jak pana Jerzego Franczaka, sprawia, że lekcje etyki są organizowane. Dyrekcje szkół mają jednak cały arsenał sposobów, żeby tych nielicznych desperatów zniechęcić. Rzekomo nie można znaleźć nauczyciela, a kiedy już się znajdzie, to lekcje wyznacza się na późnie popołudnie i dzieciaki muszą na nie czekać po kilka godzin po zakończeniu lekcji.
Oczywiście są też szkoły wyjątkowe. Znam nawet takie, gdzie etyka jest przedmiotem obowiązkowym. Znam też szkoły, w których religia i etyka żyją w poprawnej koegzystencji i dzieciaki chodzą na oba z tych przedmiotów.
Osobna historia, to opowiadania nauczycieli etyki, o tym, co im dzieci „znoszą” z lekcji religii.
Tępienie wiedzy o ewolucji i „zachwalanie” kreacjonizmu to kategoria soft. Pewna katechetka przestrzegała dzieciaki, żeby nie wrzucały pieniążków do puszek Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, bo te pieniądze są rozkradane i przehulane.
Marzy mi się zorganizowanie polskiej koalicji ProEthik; żeby owe 1,13 mld złotych wydano na nauczycieli etyki – to 30 tysięcy nowych miejsc pracy dla absolwentów wydziałów filozofii i podyplomowych studiów z etyki; żeby córka pana Jerzego i mój wnuk i Państwa dzieci mogły chodzić na bardzo piękny, wysoce kształcący przedmiot.
W jedynym dopuszczonym przez MEN, wedle nowej podstawy programowej, podręczniku do etyki (do religii jest ich grubo ponad 100) autorka, profesor Magdalena Środa, tak wyjaśnia tytuł tego podręcznika, a brzmi on Etyka dla myślących:
Dlaczego „Etyka dla myślących”? Bo tak, jak religia wymaga wiary i posłuszeństwa, a szkolna wiedza wymaga „kucia”, tak etyka wymaga myślenia. Etyka jest bowiem dziedziną filozofii, która zrodziła się – jak powiada jeden z jej najlepszych przedstawicieli Edmund Husserl – z zadziwienia światem. To bodaj jedyny rodzaj intelektualnej sprawności, gdzie stawianie pytań i szukanie odpowiedzi jest ważniejsze niż budowanie teorii czy ich weryfikowanie.
Prekursorem tak rozumianej etyki był Sokrates. Filozof ten chodził po mieście i zadawał pytania. Nie odpowiadał jednak na nie. Nie pisał też książek, nie wykładał, nie zajmował własnego stanowiska, nie pouczał, nie moralizował, nie obwieszczał Prawdy, nie twierdził nawet, że cokolwiek wie. Wiedział raczej, że nie wie nic. Po co więc pytał? By pobudzić obywateli do myślenia. By wytrącić ich z pychy, rutyny, głupoty i bezmyślności. By wiedzieli, że nie wiedzą nic, choć zdaje im się, że wiedzą wszystko. Kapłanów pytał o pobożność, polityków o prawo i sprawiedliwość, poetów o piękno, kochanków o miłość, przyjaciół o przyjaźń. Czym są te wartości? By się dowiedzieć, trzeba pytać.
Macie Państwo dzieci lub wnuki w szkole? Poślijcie je na etykę. Nauczą się myśleć i pytać.
A jeśli lekcji etyki jeszcze w Waszej szkole nie ma, doradzimy, jak to załatwić. Dajemy 100% gwarancji skuteczności naszych rad.
——–
Powyższy tekst ukazał się również w wydawanym we Wrocławiu kwartalniku „Rita Baum” (nr 23 – wiosna 2012).